Co nie co o zwyczajach kulinarnych tym razem podkomendnych gen. Bonapartego, Antoni Białkowski, Wspomnienia...:
"Skoro wszedłem do izby dobrze ogrzanej, będąc sfatygowanym z marszu i zziębniętym, usiadłszy sobie zdrzymałem się. Przebudzony zostałem później przez podoficera francuskiego, który umiał po niemiecku. Ten mi oświadcza, że oficer od warty prosi mnie z sobą do kolacyi. Ja będąc rozespany, usiadłszy do stołu jadłem z apetytem. Kiedy dano pieczyste, którego zjadłem ze dwa kawałki, sądziłem, że jem zająca. Gdy mięso zdawało mi się zbyt miękkie i śliskie i mdłe, zacząłem się lepiej temu mięsu przypatrywać. Kiedy zobaczyłem nogi od mniemanego zająca zupełnie innej maści - bo była pstrokata - zrobiło mi się jakieś obrzydzenie. Nie dojadłszy drugiego kawałka położyłem nóż i widelec. Spostrzegłszy to oficer pyta mnie, dlaczego nie jem. Podziękowałem mu i przybliżyłem się do podoficera, który umiał po niemiecku. Ten pyta mnie czy wiem, co jadłem, a na odpowiedź moją, że się domyślam, powiedział mi, że to jest kot, ale przy tem zachwalał, że nie ma wyborniejszego mięsa jak kocie. Jeszcze gorzej mnie zemdliło, ale oficer spostrzegłszy to prosił, abym wina się jeszcze napił. Ponieważ wino było wytrawne, przeto cokolwiek lepiej mi się po niem zrobiło. Pozostałe szczątki owego kota oficer oddał warcie, która najdrobniejszymi kawałkami się dzieliła, jak najlepszym przysmakiem."
Kobietom czasu owego zalecano jeść dania lekkostrawne i nieczęsto, jako to: nabiał, owoce, produkty roślinne (mąki, kasze, ziemniaki, pieczywo, groch, warzywa, białe mięso); latem należało ograniczać spożywanie tłuszczów, pić czystą wodę lub mleko (spożywanie kawy/herbaty miało "powodować osłabienie żołądka, szkodzić piękności, osłabiać i kruszyć zęby"); zaś napoje "fermentowane" miały zły wpływ na "powaby ciała, osłabiały organizm, stępiały władzę umysłową, wywoływały nieustanne zaczerwienienie oczu, próchnicę i wypadanie zębów, wysuszenie skóry lub powstawanie na twarzy trudnych do usunięcia przebarwień, najczęściej żółtych lub brunatnych, albo ropnych wyprysków, mogło też powodować zapalenie płuc" (można było tylko pić małe ilości jako konkretne lekarstwo). Lekkie śniadanie, ostatni posiłek 2-3 godziny przed snem. Potrawy niewyszukane, świeże, zdrowe, nie za słodkie. Nie obżerać się i nie opijać. Jeśli dziewczyna nie uniknęła otyłości, należało poczekać aż dojrzeje fizycznie i dopiero odchudzać. Jak? Wszelkie czynności domowe miała wykonywać samodzielnie (ruch!), nie przesiadywać godzinami nad robótką. Nawet intensywna nauka i głośne mówienie "odchudzały". Powoli, dokładnie, małymi kawałkami i łykami spożywać posiłki o umiarkowanej temperaturze. Najzdrowszym pokarmem dla odchudzających się miały być: rzodkiewka, czosnek, potrawy korzenne i inne "rozpalające i wzmacniające żołądek rzeczy"; suszone owoce, sałaty, konfitury; tylko woda. Trzeba było często spluwać, "bo ślina wywołuje niepotrzebne łaknienie". Po zakończonym obiedzie należało zjeść skórkę od chleba "dla przyspieszenia trawienia". Nie należało siadać do stołu zagniewanym, zgrzanym ruchem i jadać tylko w towarzystwie ludzi wesołych. Nie sprzeczać się podczas posiłku, bo "byłoby to dla żołądka to samo, co połknąć garść szpilek"; nie czytać ani uczyć się przy jedzeniu, bo wtedy zanika kontrola ilości spożywanego pokarmu. Z kolei osoby chude "wyglądały niezdrowo, miały wyłupiaste lub zapadnięte oczy, nie miały powodzenia"; powinny na śniadanie wypić "filiżankę czekolady rozbitej z dwoma żółtkami" a potem spożywać potrawy z drobiu białego, z baraniny, z cielęciny tłustej, wołowiny. "Mięsiwa te pieczone być powinny na rożnie, ażeby pierwiastki pożywne nie wyszły, potrawy mięsne, które masz jeść, powinny być mało korzenne, posilność zaś ich wzmocniona rosołem i sokiem mięsnym". Chcąca przytyć winna jeść ryż, ziemniaki gotowane w tłustym rosole, wodę z kaszy zmieszaną ze śmietanką - jak najczęściej. Dla urozmaicenia: czekolada z kasztanów, jaja na mleku na miękko, śmietanki czekoladowe, ser ze śmietany. Unikać długich rozmyślań, kłopotów, trosk, wzruszeń. "Przy tym nie pracuj wiele, sypiaj długo - dziesięć godzin przynajmniej". Należało codziennie ucinać sobie poobiednią drzemkę na sofie lub łóżku i dużo wypoczywać. Innym razem o obyczajach przy stole w 1. poł. XIX w.
asdic321 masz rację. To niegodne postępowanie postaram się szybko naprawić, niemniej chcąc mieć dobry trunek najpierw musimy oczyścić spirytus...
Do jutra
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Sposób na wzmocnienie wódki z pocz. XIXw.
Nalać wódki w świeży, oczyszczony świński pęcherz, zawiązać i zostawić tak na czas jakiś.
Pęcherz niby ma to do siebie, że odparowuje przez niego woda, spiryt zaś już nie.
W podobny sposób wzmacniano wino, zawiązując pęcherzem szyjkę zamiast korka.
Nie sądziłem, że odchudzanie, tak popularne w dzisiejszych czasach, było też problemem minionych lat. Tamte czasy kojarzą mi się z dziełami Rubensa, gdzie kochanego ciała jest ciut za dużo. Tak myślę, ale to kwestia gustu. Wracając do zaleceń dietetyków sprzed chyba 150 lat to dzisiaj są one ciągle aktualne i co ważne, niezwykle skuteczne – schudłem 6kg. Gorzej z tym uśmiechem przy stole, że o spluwaniu nie wspomnę.
srebrny_lis pisze:Molto romantico! Trzeba się zaprzyjaźnić z jakąś "blondynką" .
Jezeli mozna z ich pomoca "maderyzowac" wino (choc troche slabo mi na sama mysl o tym! ) to prawdopodobnie nadaja sie DO WSZYSTKIEGO!
Vivat swinskie pecherze!!!