Podobny wypadek zdarzył się w Polsce w 1958 roku, gdy niemiecki oficer poddał się wychodząc z labiryntu bunkrów Wilczego Szańca. Został aresztowany przez oficerów Służb Informacji Wojskowej - którzy jako kompania rozminowania, poszukiwali tam śladów Bursztynowej Komnaty i archiwum Kocha... Zaskoczenie było tak duże ze wszyscy przyjęli to jako żart kolegi z plutonu ochrony. Przesłuchiwany był w Olsztynie. Jego los jest nie znany - nazywał się Norbert Kaith - major ochrony obiektu z 1942-1958 (16 lat) i pochodził z Hamburga - co wiedział i czego pilnował? Nie tylko na Filipinach jest dużo tajemnic, które skrywają lasy. (Gl. 27.05.2005)
Nieźle, a o tych dwóch Japończykach jest w książce "Kaci i ofiary" Laurence'a Reesa.
W książce jednak jest napisane, że nie poddali się , bo nie chcieli złamać przysięgi Armii Cesarskiej.
Osobiście radziłbym dokładnie prześledzić losy obiegu informacji o tym "spóźnionym strażniku" z Wilczego Szańca. Postarać się dotrzeć do źródeł. Wykazano nieraz, że ogromna większość "rewelacji" związanych z tym obiektem, Górami Sowimi czy Bursztynową Komnatą jest wyssana z palca. Zamykająca usta formuła "służby specjalne" to często zasłona dymna dla ukrycia zwykłej kaczki dziennikarskiej. Trudno sobie wyobrazić penetrację Wilczego Szańca przez osoby niepowołane w tamtym czasie. Warunki do przetrwania jakiejkolwiek siatki posthitlerowskiej tamże również, w przeciwieństwie do dżungli azjatyckich. Opowieść o Forcie XIII jest też, niestety, wersją legendarną, choć sam się do niej przywiązałem. Podnoszone jeszcze czasem doniesienia o np. aktywności Wehrwolfu w Prusach Wsch. okazują się przy bliższym sprawdzeniu historiami tworzonymi na użytek komuny i dla postraszenia nowych osadników. Np. historia "werwolfowca" Josefa Elsnera z Międzylesia Lidzbarskiego. Uwielbiam takie opowieści, ale ostatnimi czasy zrobiłem się bardziej sceptyczny.
No tak, ale przezycie w/w niemca moze nie w bunkrach i labiryntach Wilczego Szanca, ale chodz by na garnuszku pozostalej ludnosci mozliwe bylo na pewno do lat 50-ch. Do czasu wielkich przesiedlen! Nie twierdze ze to jest prawda, ale...
Strasznie malo jest materialu na ten temat
Niemcy bardzo obawiali się nowych władz i ludności, rzadko więc decydowali się na działania nielegalne. W ogóle słabo poruszali się w ramach marginesu, na który ich zepchnięto (nie radzili sobie bez wygód, bieżącej wody itp., często chodzili brudni, zawszeni, rozpijali się...). Z drugiej strony oficjalne wysiedlenia w roku 1946 ominęły niektóre rejony, np. na starym cmentarzu ewangelickim w Worynach k/Górowa znalazłem niemieckie pochówki z przełomu lat 50-ych i 60-ych, kiedy teoretycznie Niemców tam już nie było! Jednak co do utrzymywania jakiegoś "cichociemnego", mam wątpliwości. Była przecież paszportyzacja, kartki żywnościowe, ścisła ewidencja ludności... A Niemcy nadają się do wielu rzeczy, tylko nie do konspiracji .
Najkonkretniej o nim w: Bohdan łukaszewicz, Wojskowy Sąd Rejonowy w Olsztynie 1946 - 1956, Olsztyn 2000, s. 150 - 152. Kiedyś (lata 70-te) "Komunikaty..." opublikowały komunistyczny artykuł o podziemiu zbrojnym w regionie po 1945 r. Wymieniono tam jako "jedyny w powiecie lidzbarskim Wehrwolf" grupę Józefa Elsnera z Pięknej łąki, liczącą 10 członków i 17 osób wspierających: po kilku byłych żołnierzy i młodzianków. Myślałem początkowo, że chodzi o Schonwiese k/Nerwik czyli byłą żuławę (tuż za granicą powiatu na Elmie), potem doszedłem, że Schonwiese to także Międzylesie. Kiedy byłem z uczniami na biwaku w lasach wichrowskich i poszliśmy zwiedzić kościół w Międzylesiu, spotkaliśmy starą kobietę, która całkowicie zdementowała wersję o Wehrwolfie, twierdząc że Elsner po prostu wrócił z wojska do swej wioski i podczas obrony sąsiada przed dzikim osadnikiem postrzeli go a potem, zaatakowany przez UB, broniąc się zastrzelił jednego z napastników. Potem uciekł do Lidzbarka, zapuścił brodę i ukrywał się na Polnej u pani B., podając się za jej męża (była faktycznie wdową z kilkorgiem dzieci); pracował wtedy w gospodarstwie zw. "Chamowo" na końcu Polnej. Po kilku latach odwiedził siostrę w DMieście, ale dom był pod obserwacją i złapano go oddając pod sąd. Oskarżono go o założenie i kierowanie grupą Wehrwolfu. Rozstrzelano go 28 III 1950 o 5:30 w olsztyńskim więzieniu i tam anonimowo pochowano. Napisałem o tym felieton do "Gazety Warm." i wtedy odezwała się telefonicznie jego wnuczka po nieślubnej córce (okazało się, że tę dziewczynę uczyłem!) i umówiła na spotkanie w parku. Potwierdziła wersję staruszki z Międzylesia, pokazała powiadomienie o wyroku sądowym z 1950 r. i dodała parę szczegółów, m.in. że pani B. poszła do obozu pracy a jej dzieci odebrano matce i oddano do sierocińca. Ustalenia łukaszewicza tez potwierdzają tę wersję wydarzeń. jedyne przesłanki do traktowania Elsnera i jego kumpli (gł. Karla Brauna) jako "członków grupy zorganizowanej" to fakt posiadania broni (służyła jednak do kłusowania, bo Niemcom brakowało żywności) i plany działalności rabunkowej (to Braun) w celu przetrwania albo do powrotu Niemców, albo do okazji ucieczki za Odrę. Nie wyczerpywało to znamion przestępstwa z art. 85 kkWP, z którego Elsner dostał KS. Była to więc typowa dla tamtych czasów zbrodnia sądowa. Wyrok zapadł 14 XII 1949 r. Joseph Elsner był odznaczony Krzyżem żelaznym i Wojennym Krzyżem Zasługi, ranny jesienią 1944 pojechał na rekonwalescencję do domu, gdzie zastała go sowiecka ofensywa w I 1945. Przebywał pół roku w nieznanym obozie na terenie regionu, skąd zbiegł ponownie do Międzylesia w VI 1945. Aresztowano go w DMieście 3 VII 1949 r.
Najlepsze jst to, że osadnika Truszkowskiego zastrzelił faktycznie Braun. A lidzbarskie "Chamowo" (późniejszy majątek rolny "Rolniczaka"), gdzie pracował przez rok (do 17 XI 1947) jako woźnica ukrywający się Elsner, było wtedy majątkiem Powiatowego UBP, co dodaje smaczku sprawie.
Srebrny lisie jak zawsze Twoje historie są znakomite. Nawiązałeś do wehrwolfu i powiem Ci że na terenie Prus zalążek tej organizacji musiał istnieć. Dowodem tego jest znaczek wehrwolfu znaleziony w lesie w okolicach Miłakowa
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Zalążki i przygotowania na pewno były, nawiązanie do tych spraw uczynił nawet autor pośmiertnej (tj. po śm. Nienackiego) powieści "Pan samochodzik i Bursztynowa Komnata", cz. 1: "Wilczyca z bursztynu". Jednak Prusy Wsch. były przez front tak rozjechane a ludność przetrzebiona i zastraszona, że wszelkie próby ustanowienia Wehrwolfu okazały się anemiczne i szybko je rozbito. Domeną Wehrwolfu w Polsce był zdecydowanie Dolny śląsk. Ostatnim "parahitlerowskim" epizodem w naszym regionie były tzw. Mazurskie Oddziały Wyzwoleńcze (Masurische Befreiungstruppen) założone na przełomie lat 40-ych i 50-ych przez grupkę skupioną wokół absolwenta Mazurskiego Uniwersytetu Ludowego w Rudziskach Pasymskich - "pięknego Joachima" Schaacka. Mimo głoszonego programu "politycznego" była to jednak typowa grupa rabunkowa, chociaż jej "wyczyny" (napady na kasy spółdzielcze, sklepy i urzędy pocztowe) były przez resztki ludności mazurskiej żywo komentowane.
Ciekawa historia ul Polna i "chamowo" to dobrze znana mi okolica
PS Gilgin a znakiem WEHRWOLFU - partyzanckiego w 1945 nie byl przypadkiem tzw "wilczy ząb" te odznaczenie znalezione przez ciebie to rowniez Wehrwolf jezeli pamiec mnie nie myli jakas bojowka kombatanck-Nazistowska w latach 20-30 wcielona pozniej do SturmAbteilung cudny fant! Gratuluje! Mieli nawet swoje klamry (zdjecie nie mojego fanta niestety )
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.