Żołnierze Wyklęci
- olsztyniak
- Posty: 2812
- Rejestracja: 10 lip 2007, 16:10
- Lokalizacja: Olsztyn
Re: Żołnierze Wyklęci
http://nsz.com.pl/index.php/zyciorysy/1 ... wadysaw-ks" onclick="window.open(this.href);return false;
Re: Żołnierze Wyklęci
http://wilczetropy.ipn.gov.pl/" onclick="window.open(this.href);return false;" onclick="window.open(this.href);return false; - strona poświecona Żołnierzom Wyklętym (m.in. "Dziennik" Henryka Wieliczki ps. "Lufa" z V Wileńskiej Brygady AK)
pamiec.pl/download/49/31143/PamietnikUskoka.pdf - "Pamiętnik" Zdzisława Brońskiego ps. "Uskok"
pamiec.pl/download/49/31143/PamietnikUskoka.pdf - "Pamiętnik" Zdzisława Brońskiego ps. "Uskok"
Re: Żołnierze Wyklęci
Kiedyś szukając śladów działalności dziadka od strony matki znalazłem taki spis:
http://www.jamiolkowski.pl/o_mnie/lista2.pdf
http://www.jamiolkowski.pl/o_mnie/lista2.pdf
Re: Żołnierze Wyklęci
Romuald Rajs ps. „Bury” - żołnierz ZWZ-AK, (dowódca I Kompanii Szturmowej III Wileńskiej Brygady AK (1944), dowódca II szwadronu V Wileńskiej Brygady AK (1945) i Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (dowódca III Brygady Wileńskiej NZW). W 1949 skazany na karę śmierci, zabity przez UB 30 grudnia 1950 w Białymstoku. Do dnia dzisiejszego nie wiadomo, gdzie został pochowany.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- olsztyniak
- Posty: 2812
- Rejestracja: 10 lip 2007, 16:10
- Lokalizacja: Olsztyn
Re: Żołnierze Wyklęci
http://podziemiezbrojne.blox.pl/2014/06 ... ierci.html" onclick="window.open(this.href);return false;
- olsztyniak
- Posty: 2812
- Rejestracja: 10 lip 2007, 16:10
- Lokalizacja: Olsztyn
Re: Żołnierze Wyklęci
28 czerwca 1946 r. zginął w walce z UB, w majątku Czernin k/Sztumu ppor. Zdzisław Badocha ps. ”Żelazny”, dowódca 2 - ego szwadronu V Wileńskiej Brygady AK mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”.
Podporucznik Zdzisław Badocha „Żelazny” zginał w wieku 21 lat, był pełnym życia, niezwykle pogodnym człowiekiem, szanowanym i serdecznym kolegą, znakomitym dowódcą i oficerem. Cześć Jego Pamięci!
Zdzisław Badocha urodził się 22 marca 1925 roku w Dąbrowie Górniczej.
Na chrzcie świętym odbytym w dniu 27 grudnia 1928 roku w bazylice Matki Bożej Anielskiej w Dąbrowie Górniczej nadano mu imiona Zdzisław Stanisław. W parafialnej księdze chrztów z 1928 roku pod numerem 797 zachował się wpis dotyczący tego wydarzenia:
„Działo się w Dąbrowie Górniczej, dnia dwudziestego siódmego grudnia, tysiąc dziewięćset dwudziestego ósmego roku, o godzinie piątej popołudniu stawiła się Zofia Tylec babka dziecka z Łabędzkiej lat pięćdziesiąt, w obecności: Stanisława Ząbka robotnika i Andrzeja Tylca ślusarza pełnoletnich z Łabędzkiej, i okazała Nam dziecię płci męskiej urodzone w Dąbrowie, dnia dwudziestego trzeciego marca tysiąc dziewięćset dwudziestego piątego roku o godzinie szóstej popołudniu, z Wandy z Tylców lat dwadzieścia dwa, ślubnej małżonki Romana Badochy obecnie będącego w wojsku lat dwadzieścia pięć, z gminy Zagórze. Dziecięciu temu na chrzcie świętym odbytym dzisiaj przez Księdza Augustyna Kańtocha wikarego miejscowego dano imiona Zdzisław Stanisław, a chrzestnymi jego byli Stanisław Ząbek i Józefa Sikora. Akt ten stawającym przeczytany i przez Nas podpisany. Urzędnik Stanu Cywilnego. Stanisław Mazurkiewicz”.
Można powiedzieć, że miłość do munduru miał we krwi – jego ojciec Roman Badocha był żołnierzem, więc wraz z przenoszeniem jego do kolejnych placówek, przeprowadzał się i Zdzisław. W 1937 roku cała rodzina zamieszkała na Wileńszczyźnie. Dziesięcioletni Zdzich wstąpił do harcerstwa, a w 1938 roku do Gimnazjum w Święcanach. Lata sowieckiej okupacji rozpoczęły się dla Żelaznego dwukrotnym aresztowaniem. Jemu i jego matce udało się uniknąć wywózki na Syberię i stalinowskich kazamatów. Po zwolnieniu z obozu pracy, w 1942 roku Zdzich rozpoczął pracę w konspiracji. Wraz z kolegami zbierali i magazynowali broń oraz inny ekwipunek. W 1943 roku przystąpił 23 Ośrodka Dywersyjnego Ignalino – Nowe Święciany i został zastępcą dowódcy 9 patrolu tego odcinka dywersyjnego. To właśnie wtedy przyjął pseudonim, pod którym walczył do śmierci – Żelazny. Aby ułatwić swojemu oddziałowi prowadzenie dywersji i sabotażu na komunikacyjnych szlakach kolejowych, Zdzich zatrudnił się na kolei. W marcu 1944 roku został zdekonspirowany. Miał wybór – ukrywać się lub „iść do lasu”. Wybrał to drugie i wstąpił do 5 Wileńskiej Brygady AK, dowodzonej przez słynnego już wtedy Łupaszkę.
Jeden za wszystkich
W 1944 roku część oddziałów AK operujących na Wileńszczyźnie została rozbita a ich członkowie aresztowani. Okrążony przez Sowietów oddział, w którym był Żelazny na rozkaz Łupaszki uległ rozwiązaniu. Badocha i jego koledzy podczas próby przebicia się na białostozcyznę, zostali schwytani i na siłę wcieleni do ludowego już Wojska Polskiego. W październiku 1944 roku uciekli i powrócili do konspiracji podejmując współpracę z podziemiem w okolicach Bielska Podlaskiego. W kwietniu 1945 major Łupaszko odtworzył 5 Wileńską Brygadę Armii Krajowej. Zdzisław został w niej dowódcą plutonu w 4 szwadronie dowodzonym przez por Mariana Plucińskiego „Mścisława”. We wrześniu 1945 major „Łupaszko”, rozwiązał podległe mu oddziały. Podporucznik „Żelazny” otrzymał wtedy urlop, który wykorzystał na odwiedziny w Dąbrowie Górniczej i Sosnowcu matki oraz dalszej rodziny. Było to jego ostatnie spotkanie z bliskimi. Pod koniec roku wrócił do majora Łupaszki, z którym spędził Boże Narodzenie, jak się okazało – ostatnie w jego życiu. Z początkiem roku 1946 Łupaszko wznowił działalność – na przełomie lutego i marca powstało kilka patroli dywersyjnych. Dowództwo w jednym z nich objął porucznik Żelazny. W kwietniu 1946 roku odbyła się pierwsza koncentracja ugrupowania Łupaszki. Wśród odradzających się oddziałów, szczególną aktywnością i jak mówili sami żołnierze – wręcz bezczelnością w stosunku do ubeków, odznaczał się oddział Żelaznego. Przez ponad 3 miesiące wiosny i lata 1946 roku skutecznie blokował on działania bezpieki na Pomorzu i Powiślu. Żołnierze Łupaczki szybko zostali ogłoszeni jako bandyci a komuniści rozpoczęli obławę. W jedną z zasadzek wpadł także oddział Żelaznego. Kiedy wydawało się, że są już okrążeni, Żelazny wyprowadził pod nosem ubeków i milicji swoich ludzi na odsłonięty, bezleśny teren i na dwa dni… ulokował w jednym z pobliskich gospodarstw. Żołnierze zdawali sobie sprawę, jaki będzie ich los w przypadku schwytania. Dlatego każdy z nich brał odpowiedzialność za swoich przyjaciół aż do śmierci. Przykładem może być Tadeusz Urbanowicz ps. „Moskito”, który ranny w jednej z potyczek, nie chcąc opóźniać odwrotu grupy, zawołał „czołem chłopaki” i popełnił samobójstwo. Żelazny i jego żołnierze między innymi dzięki tak silnym więzom byli niezwykle skuteczni. To oni przeprowadzili najbardziej spektakularną akcję – w ciągu jednego dnia rozbroili siedem posterunków milicji oraz dwie palcówki UB(w Skórczu i Starej Kiszewie). Akcja ta zniszczyła siatkę aparatu represji na tym terenie. Jej „materialnym” efektem było zdobycie ponad 20 sztuk broni oraz innego wyposażenia i kilka tysięcy amunicji. Rozmach akcji i jej sukces sprawił, że mówiło o niej nawet BBC.
Sieć się zacieśnia
Żelazny i jego ludzie byli szaleńczo odważni, ale podobnie jak inni – skazani na klęskę. Świat miał już dosyć wojny i nie interesował się już dramatem Polski, której los został przypieczętowany w Jałcie przez Stalina, Churchilla i Roosvelta. Bezpieka opierająca się o bagnety NKWD umacniała władzę i zacieśniała swoją siatkę. W tej sytuacji wymordowanie oddziałów żołnierzy wyklętych było niestety już tylko kwestią czasu, choć przyznać trzeba, że komunistom zajęło to prawie dwadzieścia lat. Żelazny był jednym z pierwszych. W czerwcu 1946 roku oddział Żelaznego działał w rejonie Dzierzgonia i Sztumu, rozbrajając posterunki milicji. Jak łatwo przewidzieć – jego działanie wywołało kontratak ubeków. W efekcie 10 czerwca 1946 roku podczas postoju we wsi Tulice szwadron został zaatakowany przez grupę operacyjną UB i MO. Żołnierze Żelaznego rozbili atakujących ubeków, ale sam Żelazny został ciężko ranny. Dzięki pomocy okolicznej ludności, Zdzisław został przetransportowany do miejscowości Czernin, gdzie przebywał przez dwa tygodnie.
Zdrajczyni
Żelazny dochodził do zdrowia i pewnie wyszedłby cało i z tej opresji, gdyby nie zdrada. Zdradziła łączniczka Łupaczki – Regina Żelińska ps. „Regina”, która przekazała bezpiece informacje o właścicielach majątków udzielających pomocy wileńskim oddziałom, także o Ottomarze Zielke z Czernina. (Regina „odwiedziła” też w ubeckim więzieniu skatowaną podczas przesłuchań siedemnastoletnią Inkę – sanitariuszkę z oddziału Łupaszki i Żelaznego, przekonując ją do wydania ukrywających się jeszcze przyjaciół z oddziału). 28 czerwca 1946 roku grupa funkcjonariuszy PUBP z Malborka przeczesując Czernin przypadkowo natknęła się na Żelaznego, który właśnie opuszczał wieś. Żelazny i towarzyszący mu Stanisław Szczykno „Stach” zaczęli się ostrzeliwać. Już wydawało się, że zdoła ujść z życiem, ale został znowu ranny a chwilę potem zginął od granatu rzuconego przez jednego z ubeków. Miał 23 lata. Do dziś nie wiadomo, gdzie został pochowany.
Podporucznik Zdzisław Badocha „Żelazny” zginał w wieku 21 lat, był pełnym życia, niezwykle pogodnym człowiekiem, szanowanym i serdecznym kolegą, znakomitym dowódcą i oficerem. Cześć Jego Pamięci!
Zdzisław Badocha urodził się 22 marca 1925 roku w Dąbrowie Górniczej.
Na chrzcie świętym odbytym w dniu 27 grudnia 1928 roku w bazylice Matki Bożej Anielskiej w Dąbrowie Górniczej nadano mu imiona Zdzisław Stanisław. W parafialnej księdze chrztów z 1928 roku pod numerem 797 zachował się wpis dotyczący tego wydarzenia:
„Działo się w Dąbrowie Górniczej, dnia dwudziestego siódmego grudnia, tysiąc dziewięćset dwudziestego ósmego roku, o godzinie piątej popołudniu stawiła się Zofia Tylec babka dziecka z Łabędzkiej lat pięćdziesiąt, w obecności: Stanisława Ząbka robotnika i Andrzeja Tylca ślusarza pełnoletnich z Łabędzkiej, i okazała Nam dziecię płci męskiej urodzone w Dąbrowie, dnia dwudziestego trzeciego marca tysiąc dziewięćset dwudziestego piątego roku o godzinie szóstej popołudniu, z Wandy z Tylców lat dwadzieścia dwa, ślubnej małżonki Romana Badochy obecnie będącego w wojsku lat dwadzieścia pięć, z gminy Zagórze. Dziecięciu temu na chrzcie świętym odbytym dzisiaj przez Księdza Augustyna Kańtocha wikarego miejscowego dano imiona Zdzisław Stanisław, a chrzestnymi jego byli Stanisław Ząbek i Józefa Sikora. Akt ten stawającym przeczytany i przez Nas podpisany. Urzędnik Stanu Cywilnego. Stanisław Mazurkiewicz”.
Można powiedzieć, że miłość do munduru miał we krwi – jego ojciec Roman Badocha był żołnierzem, więc wraz z przenoszeniem jego do kolejnych placówek, przeprowadzał się i Zdzisław. W 1937 roku cała rodzina zamieszkała na Wileńszczyźnie. Dziesięcioletni Zdzich wstąpił do harcerstwa, a w 1938 roku do Gimnazjum w Święcanach. Lata sowieckiej okupacji rozpoczęły się dla Żelaznego dwukrotnym aresztowaniem. Jemu i jego matce udało się uniknąć wywózki na Syberię i stalinowskich kazamatów. Po zwolnieniu z obozu pracy, w 1942 roku Zdzich rozpoczął pracę w konspiracji. Wraz z kolegami zbierali i magazynowali broń oraz inny ekwipunek. W 1943 roku przystąpił 23 Ośrodka Dywersyjnego Ignalino – Nowe Święciany i został zastępcą dowódcy 9 patrolu tego odcinka dywersyjnego. To właśnie wtedy przyjął pseudonim, pod którym walczył do śmierci – Żelazny. Aby ułatwić swojemu oddziałowi prowadzenie dywersji i sabotażu na komunikacyjnych szlakach kolejowych, Zdzich zatrudnił się na kolei. W marcu 1944 roku został zdekonspirowany. Miał wybór – ukrywać się lub „iść do lasu”. Wybrał to drugie i wstąpił do 5 Wileńskiej Brygady AK, dowodzonej przez słynnego już wtedy Łupaszkę.
Jeden za wszystkich
W 1944 roku część oddziałów AK operujących na Wileńszczyźnie została rozbita a ich członkowie aresztowani. Okrążony przez Sowietów oddział, w którym był Żelazny na rozkaz Łupaszki uległ rozwiązaniu. Badocha i jego koledzy podczas próby przebicia się na białostozcyznę, zostali schwytani i na siłę wcieleni do ludowego już Wojska Polskiego. W październiku 1944 roku uciekli i powrócili do konspiracji podejmując współpracę z podziemiem w okolicach Bielska Podlaskiego. W kwietniu 1945 major Łupaszko odtworzył 5 Wileńską Brygadę Armii Krajowej. Zdzisław został w niej dowódcą plutonu w 4 szwadronie dowodzonym przez por Mariana Plucińskiego „Mścisława”. We wrześniu 1945 major „Łupaszko”, rozwiązał podległe mu oddziały. Podporucznik „Żelazny” otrzymał wtedy urlop, który wykorzystał na odwiedziny w Dąbrowie Górniczej i Sosnowcu matki oraz dalszej rodziny. Było to jego ostatnie spotkanie z bliskimi. Pod koniec roku wrócił do majora Łupaszki, z którym spędził Boże Narodzenie, jak się okazało – ostatnie w jego życiu. Z początkiem roku 1946 Łupaszko wznowił działalność – na przełomie lutego i marca powstało kilka patroli dywersyjnych. Dowództwo w jednym z nich objął porucznik Żelazny. W kwietniu 1946 roku odbyła się pierwsza koncentracja ugrupowania Łupaszki. Wśród odradzających się oddziałów, szczególną aktywnością i jak mówili sami żołnierze – wręcz bezczelnością w stosunku do ubeków, odznaczał się oddział Żelaznego. Przez ponad 3 miesiące wiosny i lata 1946 roku skutecznie blokował on działania bezpieki na Pomorzu i Powiślu. Żołnierze Łupaczki szybko zostali ogłoszeni jako bandyci a komuniści rozpoczęli obławę. W jedną z zasadzek wpadł także oddział Żelaznego. Kiedy wydawało się, że są już okrążeni, Żelazny wyprowadził pod nosem ubeków i milicji swoich ludzi na odsłonięty, bezleśny teren i na dwa dni… ulokował w jednym z pobliskich gospodarstw. Żołnierze zdawali sobie sprawę, jaki będzie ich los w przypadku schwytania. Dlatego każdy z nich brał odpowiedzialność za swoich przyjaciół aż do śmierci. Przykładem może być Tadeusz Urbanowicz ps. „Moskito”, który ranny w jednej z potyczek, nie chcąc opóźniać odwrotu grupy, zawołał „czołem chłopaki” i popełnił samobójstwo. Żelazny i jego żołnierze między innymi dzięki tak silnym więzom byli niezwykle skuteczni. To oni przeprowadzili najbardziej spektakularną akcję – w ciągu jednego dnia rozbroili siedem posterunków milicji oraz dwie palcówki UB(w Skórczu i Starej Kiszewie). Akcja ta zniszczyła siatkę aparatu represji na tym terenie. Jej „materialnym” efektem było zdobycie ponad 20 sztuk broni oraz innego wyposażenia i kilka tysięcy amunicji. Rozmach akcji i jej sukces sprawił, że mówiło o niej nawet BBC.
Sieć się zacieśnia
Żelazny i jego ludzie byli szaleńczo odważni, ale podobnie jak inni – skazani na klęskę. Świat miał już dosyć wojny i nie interesował się już dramatem Polski, której los został przypieczętowany w Jałcie przez Stalina, Churchilla i Roosvelta. Bezpieka opierająca się o bagnety NKWD umacniała władzę i zacieśniała swoją siatkę. W tej sytuacji wymordowanie oddziałów żołnierzy wyklętych było niestety już tylko kwestią czasu, choć przyznać trzeba, że komunistom zajęło to prawie dwadzieścia lat. Żelazny był jednym z pierwszych. W czerwcu 1946 roku oddział Żelaznego działał w rejonie Dzierzgonia i Sztumu, rozbrajając posterunki milicji. Jak łatwo przewidzieć – jego działanie wywołało kontratak ubeków. W efekcie 10 czerwca 1946 roku podczas postoju we wsi Tulice szwadron został zaatakowany przez grupę operacyjną UB i MO. Żołnierze Żelaznego rozbili atakujących ubeków, ale sam Żelazny został ciężko ranny. Dzięki pomocy okolicznej ludności, Zdzisław został przetransportowany do miejscowości Czernin, gdzie przebywał przez dwa tygodnie.
Zdrajczyni
Żelazny dochodził do zdrowia i pewnie wyszedłby cało i z tej opresji, gdyby nie zdrada. Zdradziła łączniczka Łupaczki – Regina Żelińska ps. „Regina”, która przekazała bezpiece informacje o właścicielach majątków udzielających pomocy wileńskim oddziałom, także o Ottomarze Zielke z Czernina. (Regina „odwiedziła” też w ubeckim więzieniu skatowaną podczas przesłuchań siedemnastoletnią Inkę – sanitariuszkę z oddziału Łupaszki i Żelaznego, przekonując ją do wydania ukrywających się jeszcze przyjaciół z oddziału). 28 czerwca 1946 roku grupa funkcjonariuszy PUBP z Malborka przeczesując Czernin przypadkowo natknęła się na Żelaznego, który właśnie opuszczał wieś. Żelazny i towarzyszący mu Stanisław Szczykno „Stach” zaczęli się ostrzeliwać. Już wydawało się, że zdoła ujść z życiem, ale został znowu ranny a chwilę potem zginął od granatu rzuconego przez jednego z ubeków. Miał 23 lata. Do dziś nie wiadomo, gdzie został pochowany.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Re: Żołnierze Wyklęci
http://vod.tvp.pl/audycje/historia/z-ar ... zw/1489347" onclick="window.open(this.href);return false;
Film poświęcony mojej ukochanej III Wileńskiej Brygadzie NZW i Romualdowi Rajsowi, który uważany jest za bohatera ze skazą (według mnie jest bohaterem bez skazy)...
Film poświęcony mojej ukochanej III Wileńskiej Brygadzie NZW i Romualdowi Rajsowi, który uważany jest za bohatera ze skazą (według mnie jest bohaterem bez skazy)...
- olsztyniak
- Posty: 2812
- Rejestracja: 10 lip 2007, 16:10
- Lokalizacja: Olsztyn
Re: Żołnierze Wyklęci
Jak wyglądało codzienne życie w oddziale legendarnego „Zapory”, czyli śmierć prześladowcom Polaków
- Mówiąc o „Zaporze” trzeba wspomnieć, że był to dowódca z jednej strony bardzo odważny, działający w sposób wręcz brawurowy, a z drugiej strony niezwykle ostrożny i rozważny – wspomina Wacław Gąsiorowski. – W czasie akcji najczęściej szedł w pierwszym szeregu, ale każdą poprzedzało staranne rozpoznanie i obserwacja. Po jej zakończeniu „Zapora” natychmiast zarządzał odskok i przemarsz do innej gminy. Najczęściej po akcji maszerowaliśmy całą noc.
Materiał za portalem KRESY.PL
Gdy NKWD i „bezpieczeństwo” robiło obławę blokując jakiś teren, na którym np. dokonaliśmy rozbicia posterunku milicji, to nas już tam dawno nie było. Uderzaliśmy w drugim miejscu i znów odskakiwaliśmy. Nawet jeżeli nie robiliśmy akcji to „Zapora” konsekwentnie przestrzegał zasady żeby nigdzie nie przebywać dłużej niż jeden dzień. Zakładał, że zawsze w każdej wsi może znaleźć się kapuś, który da znać UB. Nie chciał też narażać na represje ludności, która go wspomagała. „Zapora” co trzeba podkreślić starał się przede wszystkim walczyć z bolszewikami, jak wtedy określaliśmy Sowietów. Bezwzględnie tępiliśmy enkawudzistów.
NIE MÓGŁ LICZYĆ NA LITOŚĆ
- Jeżeli, któryś z nich wpadł w nasze ręce nie mógł liczyć na litość. „Zapora” za prześladowanie polskiego podziemia wszystkich z nich kazał rozstrzeliwać na miejscu. Dlatego też był tak znienawidzony przez komunistów.
Pamiętam, że jak się nam udało nałapać enkawudzistów i przejąć ich samochody, to wcześniej zanim dostali kulę w łeb musieli się rozebrać z mundurów, w które my następnie się ubieraliśmy. Udając enkawudzistów robiliśmy w nich potem jakąś akcję. Później gdy ją wykonaliśmy „Zapora” kazał auta spalić, a my ruszaliśmy w co najmniej w pięćdziesięciokilometrowy marsz. Sowieci którzy wysyłali za nami pułk NKWD, trafiali w próżnię.
Krążąc po terenie, „Zapora” starał się nie tylko zwalczać NKWD, ale umacniać opór w narodzie przeciwko komunie.
W każdej miejscowości której kwaterowaliśmy, tłumaczył ludziom, że Polska trwa, że komunistom trzeba stawić opór a chłopi przede wszystkim nie powinni wstępować do kołchozów i bronić swojej własności. Wzywał wieś by się trzymała i tępiła wszystkich donosicieli.
Dlatego też bezwzględnie tępił ORMO-wców. Jeżeli któryś z nich wpadł w nasze ręce to już miał bidę. „Zapora” każdego z nich traktował jako najgorszego zdrajcę i bezwzględnie kazał likwidować. Nie pamiętam żadnego ORMO-wca, który wpadł w nasze ręce i pozostał żywy.
PUSZCZAŁ MILICJANTÓW
Milicjantów, jeżeli tylko nie dawali się we znaki ludności, puszczał wolno, ale ORMO-wców nigdy. Ja się ich likwidowaniem nie zajmowałem, ale chętnych do tego nie brakowało. Działalność ta znacznie ograniczała infiltrację wsi przez komunistów. Niemniej bywało i tak, że gdy kwaterowaliśmy w jakiejś wiosce, to zdarzał się jakiś kapuś, który powiadamiał UB.
Raz pamiętam, było to zimą. Zanocowaliśmy w jakiejś wsi i obława NKWD omal nas nie dopadła. Sprzątnęli wartownika i „Zapora” w ostatnim momencie zorientował się, że coś nie jest tak. Wyskoczyliśmy z chałup w większości na bosaka, bo przecież po marszu buty trzeba było z nóg zdjąć. „Zapora” pozostawił część żołnierzy we wsi, którzy otworzyli ogień do napastników z NKWD, a z resztą przebił się z okrążenia i uderzył na nich z tyłu. Wytłukliśmy ich do cholery.
Sama świadomość, że walczą z „Zaporą”, budziła u nich strach. Pamiętam taką akcję na więzienie w Kraśniku. Podjechaliśmy do niego w siedmiu w mundurach żołnierzy armii Berlinga. Pamiętam, że oprócz „Zapory” był też z nami „Jur”, „Cygan”, „Opal” i „Duch”. „Zapora” zadzwonił do bramy, wartownik ją otworzył i wpuścił nas do środka. Przyszedł jakiś oficer i pod dyktando „Zapory” otwierał cele i wypuszczał z nich chłopaków związanych z konspiracją.”
ODDZIAŁ „RUSKICH”
- Dopiero jak odjechaliśmy od Kraśnika jakieś 20 km, wtedy w miasteczku ogłoszono alarm. Ściągnęli nie tylko „bezpiekę”, ale cały ogromny oddział „ruskich”. Ruszyli za nami z obławą, ale trafili w próżnię. „Zapora”, przewidując pościg, wystawił kilka niewielkich oddziałów, które zaatakowały pościg, wyciągając go w las. My zaś odskoczyliśmy dalej w zupełnie innym kierunku.
Często UB wyładowywało swoją złość na chłopach we wsiach, których mieszkańcy nam sprzyjali. Zawsze znalazł się jakiś ormowiec, który wskazał UB życzliwych nam ludzi. „Zapora” nie pozostawiał oczywiście takich spraw bez reakcji. Zaraz do takiej wsi jechał z kilkoma ludźmi „Cygan”, który dla kolaborujących z komunizmem nie miał żadnej litości. Zastrzelił własną siostrę w Kraśniku, która romansowała z oficerem UB. Zrobił to na własną rękę, bez zgody „Zapory”.
W Bełżycach rozbiliśmy dwa posterunki milicji. Ich załogom nic nie zrobiliśmy. Rozbroiliśmy ich tylko i kazaliśmy maszerować ulicami miasteczka i wznosić okrzyki – niech żyje oddział „Zapory”. Później, o ile mnie pamięć nie myli, wszyscy zostali aresztowani przez UB. Raz omal nie wpadliśmy z dowództwem całego oddziału. Jechaliśmy na furze: ja, z chłopem do którego należała, a za nami siedzieli; „Zapora”, „Opal”, „Duch” i „Cygan”. Nagle jak spod ziemi wyrośli ubowcy.
Ręce do góry!
Padał deszcz, wszyscy jechali skuleni i nie zachowali ostrożności. Jak usłyszeli rozkaz – ręce do góry! – to nawet „Zapora” podniósł ręce. Ja miałem wtedy granat siekany i parabellum. Wyszarpnąłem zawleczkę z tego granatu pod marynarką wyrwałem zawleczkę i rzuciłem między konie. Powstało straszne zamieszanie. Jeden z koni padł martwy, a kilku ubowców stojących obok zostało rannych. Siedzący na wozie za mną się opamiętali, dali ognia i ubowców już nie było. W rozpacz wpadł tylko furman, któremu żal było konia. „Zapora” oświadczył mu jednak, żeby się nie martwił, bo za konia zapłacimy. Nigdy nikomu o tym zdarzeniu nie mówiłem. Miało ono miejsce między Chodlem a Bełżycami. Pamiętam, że temu chłopu na furmankę dosiedliśmy się we wsi, w której był młyn. Wracał on z niego z workami z mąką i śrutą. „Zapora” celowo wybrał go dla większego kamuflażu. Ocenił, że bardziej podejrzanie będziemy wyglądać, jadąc na pustym wozie. Byle patrol mógł się domyślać, że to partyzanci jadę na chłopskiej podwodzie.
Jeżdżąc po bardziej uczęszczanych drogach staraliśmy poruszać się w ubowskim kamuflażu. Pewnego razu jechaliśmy Willisem w ubowskich mundurach, gdzieś koło Bełżyc : „Zapora”, „Cygan”, ja i jeszcze jeden żołnierz, którego pseudonimu nie pamiętam.
„CYGAN W AKCJI”
Polowaliśmy na jeszcze jednego Willisa, który był nam potrzebny do przeprowadzenia po okolicy rajdu. Patrzymy: jedzie od Lublina Willis z enkawudzistami Przystanęli. – Zdrastwujtie! – Zdrastwujtie! Odpowiadamy! Pytają się, gdzie jedziemy i jednocześnie mówią, że koło Bełżyc pokazała się polska banda. „Zapora” mrugnął okiem do „Cygana”, co było znakiem, że ma się nimi zająć. Ten puścił długą serię i mieliśmy już drugiego Willisa.
„Zapora” bezlitośnie tępił też wszystkie przejawy złodziejstwa i bandytyzmu wobec ludności cywilnej. Jeżeli przyszedł do niego jakiś chłop i poskarżył się, że okradli go jacyś złodzieje udający partyzantów, to ich los był przesądzony. Była dla nich tylko jedna kara – kula w łeb. Pamiętam taką sytuację, gdy kwaterowaliśmy w lesie koło Chodla, przyszedł do nas chłop z pobliskiej wsi. Warta przyprowadziła go do „Zapory”. Ten poskarżył się, że został okradziony przez bandziorów podających się za „zaporczyków”. Zrabowali mu pierzynę i dwie świnie. Powiedział też, że jednego z nich zna.
TĘPIŁ ZŁODZIEI
- „Zapora” powiedział do mnie, bo nie odstępowałem go na krok: – Zawołaj „Cygana”. Gdy ten się zameldował, „Zapora” nakazał mu pojechać i przywieźć tego złodzieja. „Cygan” jak zwykle wziął trzech ludzi i po kilku godzinach przywiózł przerażonego bandziora. „Zapora” zapytał go tylko: – No to jak, proszę pana, kradło się te świnie i pierzynę? – Tamten zapomniał języka w gębie. „Zapora” nie oczekiwał nawet od niego odpowiedzi. „Cygan” nie pytał się nawet, jaka jest decyzja „Zapory”. Wziął go za kołnierz i wręczył szpadel, by wykopał sobie grób.
Raz byłem też z „Cyganem” u takiego złodzieja, który okradł jakąś kobietę. Zabrał tej biedaczce pierścionek, obrączkę i jakieś pamiątki po babci. Wpadliśmy do niego nocą. Nie przyznawał się, twierdził, że jest niewinny. Przeprowadziliśmy w domu rewizję i w popielniku znaleźliśmy zawiniątko, w którym były zagrabione przez niego przedmioty. „Cygan” powiedział do niego tylko: – Ty skurwysynu! – Były to ostatnie słowo, które w życiu usłyszał!
WOLNI TYLKO NIEWINNI
Niektórzy złodzieje, jak nie mieli, co kraść, to zabierali biedakom kury i kaczki. Też dostawali kulę w łeb! Jak robiliśmy jakieś akcje na posterunki czy więzienia, to też nigdy nie uwalnialiśmy kryminalistów. W Bełżycach jak rozbiliśmy nieistniejącą już dzisiaj Komendę Powiatową MO, która poddała się prawie bez walki, to „Zapora” kazał wszystkim więźniom ustawić się w dwuszeregu na dziedzińcu.
- Następnie wyjął listę z kieszeni i kazał mi odczytać. Tym, którzy byli na liście, „Zapora” kazał wystąpić i oświadczył im, że są wolni. Pozostałych kazał strażnikom odprowadzić do cel. Ci na kolanach błagali go, by ich wypuścił, ale ten pozostał nieugięty. Gdy wyszliśmy na ulicę nagle zaatakował nas oddział UB. Liczył ze dwudziestu ludzi. Ja miałem dwa granaty i rzuciłem je ubowcom pod nogi to ich zatrzymało. Daliśmy ognia i odskoczyliśmy. UB ściągnęło posiłki z całego województwa i przez kilka dni deptali nam po piętach.
Bywało, że my też ponosiliśmy straty. Pod wsią Wólka Kęska „Zapora” został ranny w piętę. Ścigał nas wtedy duży oddział sowiecki. Dzień wcześniej rozbiliśmy w Chodlu siedzibę UB. Był to z naszej strony odwet za zabicie w niej czterech partyzantów. Po akcji tej „Zapora” musiał na melinie się leczyć przez wiele tygodni i ja mu wtedy towarzyszyłem. Odbyliśmy wtedy wiele rozmów na najróżniejsze tematy, dzięki czemu poznałem jego poglądy. Zaczął on też traktować mnie bardziej jak syna niż podwładnego.
Kiedyś, jak mógł już chodzić, pojechaliśmy pod Tarnobrzeg do domu matki. Podkradliśmy się do niego nocą, sprawdzając czy nie jest on obstawiony przez UB. „Zapora” przedstawił mnie swojej mamie, mówiąc: – To jest mój najlepszy żołnierz, chociaż z Wołynia.
Dzielił się on ze mną swoimi uwagami na temat sytuacji, w której się znaleźliśmy. Gardził Anglikami. Twierdził, że to oni zamordowali generała Władysława Sikorskiego, który stał się dla nich niewygodny.
MIELI SPOTKAĆ SIĘ Z „OGNIEM”
Mówił:
– Te skurwysyny mnie zrzuciły, ale teraz jesteśmy im niepotrzebni. Amunicji już nam nie zrzucają. Dostarczają ją banderowcom w Bieszczadach, uważają, że są oni im bardziej potrzebni.
Pod Bieszczadami też zresztą z „Zaporą” byliśmy. Któregoś dnia wyruszyliśmy w długi marsz w kierunku Jasła a później Krosna. Uwieczniliśmy to nawet na zdjęciu. Mieliśmy tam spotkać się z „Ogniem”, ale niestety nie dotarł on na umówione miejsce i wróciliśmy z powrotem na Lubelszczyznę. „Zapora” zdawał sobie sprawę, że prowadzi walkę nie mającą szans powodzenia. UB coraz lepiej penetrowało teren rozbudowywało sieć konfidentów. Na ludzi, którzy nam pomagali, spadały straszne represje.
Nie chcąc narażać chłopaków, w 1946 r. „Zapora” zaczął rozpuszczać oddział. W pierwszym rządzie kazał wracać do domów żołnierzom, których UB jeszcze nie rozpracowało. Ja byłem jednym z pierwszych. „Zapora” zawołał mnie i mówi:
– Zabieram ci broń, bo wiem, że się nie poddasz, a nie chcę żebyś zginął. Może przeżyjesz. Udawaj się na wschód, tam wasi ludzie z Wołynia poprzyjeżdżali. Jak będziesz miał szczęście to spotkasz jakiegoś znajomego, który ci pomoże. Dał mi pieniądze na drogę i pożegnaliśmy się. Więcej już go nie widziałem. Jakiś czas działał on jeszcze na Lubelszczyźnie.
SPRZEDAŁ GO TOWARZYSZ
Później oddział, korzystając z amnestii, ujawnił się. Część kadry pozostała w podziemiu. „Zapora” z siedmioma ludźmi postanowił wyjechać na Zachód. Liczył, że przez Czechosłowację uda mu się przedostać do Niemiec. Na granicy w punkcie przerzutowym w Nysie, wpadł w pułapkę zastawioną przez UB. Został sprzedany przez jednego z towarzyszy broni. Do dziś nie mogę zrozumieć, jak taki dowódca dał się podejść. Przywieźli go do Warszawy, gdzie po śledztwie został skazany na śmierć i stracony. Musieli go strasznie katować, bo w więzieniu osiwiał.
Ja, po opuszczeniu oddziału, najpierw piechotą udałem się do Lublina. Tu na ulicy spotkałem znajomego z naszych stron, który nazywał się Podgórski. Spytał mnie: Skąd ty się tu wziąłeś? – Nie powiedziałem mu oczywiście, że byłem u „Zapory”, tylko że tułam się po świecie, szukając dla sobie miejsca. On zaś na to: – Jedź chłopie w chełmskie, tam wszystkie ludzie nasze są.
Dał mi adres Stefana Matyszczuka, który w Rymaczach był komendantem placówki konspiracyjnej. Mieszkał on na Kępie Brzezińskiej koło Chełma. Znał mnie, bo jak byłem chory w oddziale, to przez kilka dni leżałem w jego chałupie. Zrobił wielkie oczy i zapytał się: – Skąd ty się wziąłeś dzieciaku? – Powiedziałem mu, że byłem w partyzantce a teraz szukam dla siebie jakiegoś miejsca. O tym, że należałem do oddziału „Zapory”, nie wspomniałem mu oczywiście ani słowa.
„TY WIESZ, CO UB ROBI Z ZAPORCZYKAMI?”
Wiedziałem, że UB na „zaporczyków” poluje bez litości. On mnie zresztą nie pytał. Wprost przeciwnie! Doradził mi, żeby nikomu nie mówić nawet, że walczyłem w szeregach 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. – Jesteś młody nikt cię nie będzie podejrzewał. – oświadczył. Nadmienił też, że tu mieszkają różni ludzie. Naszych wołyńskich rodzin jest tylko kilka, większość zaś to miejscowi. Są wśród nich także Ukraińcy. On przyjął mnie pod swój dach i zamieszkaliśmy razem. Po jakimś czasie przyznałem mu się, że byłem u „Zapory”. Zrobił wielkie oczy i autentycznie się przestraszył. Kategorycznie zabronił mi o tym komukolwiek mówić. Tłumaczyłem mu, że absolutnie nikomu nie powiem, ale on nie bardzo mi uwierzył. – Ty wiesz, co UB robi z „zaporczykami”? Nie mów o tym nikomu, bo zginiesz.
Odniosłem wrażenie, że chciałby żebym wyniósł się z jego domu. Ostatecznie mnie jednak nie wygonił. Zapoznał mnie z dziewczyną z Pławanic, z którą się ożeniłem. Nazywała się Helena Petruk. Była Wołynianką pochodzącą z Rymacz.
Wacław Gąsiorowski
- Mówiąc o „Zaporze” trzeba wspomnieć, że był to dowódca z jednej strony bardzo odważny, działający w sposób wręcz brawurowy, a z drugiej strony niezwykle ostrożny i rozważny – wspomina Wacław Gąsiorowski. – W czasie akcji najczęściej szedł w pierwszym szeregu, ale każdą poprzedzało staranne rozpoznanie i obserwacja. Po jej zakończeniu „Zapora” natychmiast zarządzał odskok i przemarsz do innej gminy. Najczęściej po akcji maszerowaliśmy całą noc.
Materiał za portalem KRESY.PL
Gdy NKWD i „bezpieczeństwo” robiło obławę blokując jakiś teren, na którym np. dokonaliśmy rozbicia posterunku milicji, to nas już tam dawno nie było. Uderzaliśmy w drugim miejscu i znów odskakiwaliśmy. Nawet jeżeli nie robiliśmy akcji to „Zapora” konsekwentnie przestrzegał zasady żeby nigdzie nie przebywać dłużej niż jeden dzień. Zakładał, że zawsze w każdej wsi może znaleźć się kapuś, który da znać UB. Nie chciał też narażać na represje ludności, która go wspomagała. „Zapora” co trzeba podkreślić starał się przede wszystkim walczyć z bolszewikami, jak wtedy określaliśmy Sowietów. Bezwzględnie tępiliśmy enkawudzistów.
NIE MÓGŁ LICZYĆ NA LITOŚĆ
- Jeżeli, któryś z nich wpadł w nasze ręce nie mógł liczyć na litość. „Zapora” za prześladowanie polskiego podziemia wszystkich z nich kazał rozstrzeliwać na miejscu. Dlatego też był tak znienawidzony przez komunistów.
Pamiętam, że jak się nam udało nałapać enkawudzistów i przejąć ich samochody, to wcześniej zanim dostali kulę w łeb musieli się rozebrać z mundurów, w które my następnie się ubieraliśmy. Udając enkawudzistów robiliśmy w nich potem jakąś akcję. Później gdy ją wykonaliśmy „Zapora” kazał auta spalić, a my ruszaliśmy w co najmniej w pięćdziesięciokilometrowy marsz. Sowieci którzy wysyłali za nami pułk NKWD, trafiali w próżnię.
Krążąc po terenie, „Zapora” starał się nie tylko zwalczać NKWD, ale umacniać opór w narodzie przeciwko komunie.
W każdej miejscowości której kwaterowaliśmy, tłumaczył ludziom, że Polska trwa, że komunistom trzeba stawić opór a chłopi przede wszystkim nie powinni wstępować do kołchozów i bronić swojej własności. Wzywał wieś by się trzymała i tępiła wszystkich donosicieli.
Dlatego też bezwzględnie tępił ORMO-wców. Jeżeli któryś z nich wpadł w nasze ręce to już miał bidę. „Zapora” każdego z nich traktował jako najgorszego zdrajcę i bezwzględnie kazał likwidować. Nie pamiętam żadnego ORMO-wca, który wpadł w nasze ręce i pozostał żywy.
PUSZCZAŁ MILICJANTÓW
Milicjantów, jeżeli tylko nie dawali się we znaki ludności, puszczał wolno, ale ORMO-wców nigdy. Ja się ich likwidowaniem nie zajmowałem, ale chętnych do tego nie brakowało. Działalność ta znacznie ograniczała infiltrację wsi przez komunistów. Niemniej bywało i tak, że gdy kwaterowaliśmy w jakiejś wiosce, to zdarzał się jakiś kapuś, który powiadamiał UB.
Raz pamiętam, było to zimą. Zanocowaliśmy w jakiejś wsi i obława NKWD omal nas nie dopadła. Sprzątnęli wartownika i „Zapora” w ostatnim momencie zorientował się, że coś nie jest tak. Wyskoczyliśmy z chałup w większości na bosaka, bo przecież po marszu buty trzeba było z nóg zdjąć. „Zapora” pozostawił część żołnierzy we wsi, którzy otworzyli ogień do napastników z NKWD, a z resztą przebił się z okrążenia i uderzył na nich z tyłu. Wytłukliśmy ich do cholery.
Sama świadomość, że walczą z „Zaporą”, budziła u nich strach. Pamiętam taką akcję na więzienie w Kraśniku. Podjechaliśmy do niego w siedmiu w mundurach żołnierzy armii Berlinga. Pamiętam, że oprócz „Zapory” był też z nami „Jur”, „Cygan”, „Opal” i „Duch”. „Zapora” zadzwonił do bramy, wartownik ją otworzył i wpuścił nas do środka. Przyszedł jakiś oficer i pod dyktando „Zapory” otwierał cele i wypuszczał z nich chłopaków związanych z konspiracją.”
ODDZIAŁ „RUSKICH”
- Dopiero jak odjechaliśmy od Kraśnika jakieś 20 km, wtedy w miasteczku ogłoszono alarm. Ściągnęli nie tylko „bezpiekę”, ale cały ogromny oddział „ruskich”. Ruszyli za nami z obławą, ale trafili w próżnię. „Zapora”, przewidując pościg, wystawił kilka niewielkich oddziałów, które zaatakowały pościg, wyciągając go w las. My zaś odskoczyliśmy dalej w zupełnie innym kierunku.
Często UB wyładowywało swoją złość na chłopach we wsiach, których mieszkańcy nam sprzyjali. Zawsze znalazł się jakiś ormowiec, który wskazał UB życzliwych nam ludzi. „Zapora” nie pozostawiał oczywiście takich spraw bez reakcji. Zaraz do takiej wsi jechał z kilkoma ludźmi „Cygan”, który dla kolaborujących z komunizmem nie miał żadnej litości. Zastrzelił własną siostrę w Kraśniku, która romansowała z oficerem UB. Zrobił to na własną rękę, bez zgody „Zapory”.
W Bełżycach rozbiliśmy dwa posterunki milicji. Ich załogom nic nie zrobiliśmy. Rozbroiliśmy ich tylko i kazaliśmy maszerować ulicami miasteczka i wznosić okrzyki – niech żyje oddział „Zapory”. Później, o ile mnie pamięć nie myli, wszyscy zostali aresztowani przez UB. Raz omal nie wpadliśmy z dowództwem całego oddziału. Jechaliśmy na furze: ja, z chłopem do którego należała, a za nami siedzieli; „Zapora”, „Opal”, „Duch” i „Cygan”. Nagle jak spod ziemi wyrośli ubowcy.
Ręce do góry!
Padał deszcz, wszyscy jechali skuleni i nie zachowali ostrożności. Jak usłyszeli rozkaz – ręce do góry! – to nawet „Zapora” podniósł ręce. Ja miałem wtedy granat siekany i parabellum. Wyszarpnąłem zawleczkę z tego granatu pod marynarką wyrwałem zawleczkę i rzuciłem między konie. Powstało straszne zamieszanie. Jeden z koni padł martwy, a kilku ubowców stojących obok zostało rannych. Siedzący na wozie za mną się opamiętali, dali ognia i ubowców już nie było. W rozpacz wpadł tylko furman, któremu żal było konia. „Zapora” oświadczył mu jednak, żeby się nie martwił, bo za konia zapłacimy. Nigdy nikomu o tym zdarzeniu nie mówiłem. Miało ono miejsce między Chodlem a Bełżycami. Pamiętam, że temu chłopu na furmankę dosiedliśmy się we wsi, w której był młyn. Wracał on z niego z workami z mąką i śrutą. „Zapora” celowo wybrał go dla większego kamuflażu. Ocenił, że bardziej podejrzanie będziemy wyglądać, jadąc na pustym wozie. Byle patrol mógł się domyślać, że to partyzanci jadę na chłopskiej podwodzie.
Jeżdżąc po bardziej uczęszczanych drogach staraliśmy poruszać się w ubowskim kamuflażu. Pewnego razu jechaliśmy Willisem w ubowskich mundurach, gdzieś koło Bełżyc : „Zapora”, „Cygan”, ja i jeszcze jeden żołnierz, którego pseudonimu nie pamiętam.
„CYGAN W AKCJI”
Polowaliśmy na jeszcze jednego Willisa, który był nam potrzebny do przeprowadzenia po okolicy rajdu. Patrzymy: jedzie od Lublina Willis z enkawudzistami Przystanęli. – Zdrastwujtie! – Zdrastwujtie! Odpowiadamy! Pytają się, gdzie jedziemy i jednocześnie mówią, że koło Bełżyc pokazała się polska banda. „Zapora” mrugnął okiem do „Cygana”, co było znakiem, że ma się nimi zająć. Ten puścił długą serię i mieliśmy już drugiego Willisa.
„Zapora” bezlitośnie tępił też wszystkie przejawy złodziejstwa i bandytyzmu wobec ludności cywilnej. Jeżeli przyszedł do niego jakiś chłop i poskarżył się, że okradli go jacyś złodzieje udający partyzantów, to ich los był przesądzony. Była dla nich tylko jedna kara – kula w łeb. Pamiętam taką sytuację, gdy kwaterowaliśmy w lesie koło Chodla, przyszedł do nas chłop z pobliskiej wsi. Warta przyprowadziła go do „Zapory”. Ten poskarżył się, że został okradziony przez bandziorów podających się za „zaporczyków”. Zrabowali mu pierzynę i dwie świnie. Powiedział też, że jednego z nich zna.
TĘPIŁ ZŁODZIEI
- „Zapora” powiedział do mnie, bo nie odstępowałem go na krok: – Zawołaj „Cygana”. Gdy ten się zameldował, „Zapora” nakazał mu pojechać i przywieźć tego złodzieja. „Cygan” jak zwykle wziął trzech ludzi i po kilku godzinach przywiózł przerażonego bandziora. „Zapora” zapytał go tylko: – No to jak, proszę pana, kradło się te świnie i pierzynę? – Tamten zapomniał języka w gębie. „Zapora” nie oczekiwał nawet od niego odpowiedzi. „Cygan” nie pytał się nawet, jaka jest decyzja „Zapory”. Wziął go za kołnierz i wręczył szpadel, by wykopał sobie grób.
Raz byłem też z „Cyganem” u takiego złodzieja, który okradł jakąś kobietę. Zabrał tej biedaczce pierścionek, obrączkę i jakieś pamiątki po babci. Wpadliśmy do niego nocą. Nie przyznawał się, twierdził, że jest niewinny. Przeprowadziliśmy w domu rewizję i w popielniku znaleźliśmy zawiniątko, w którym były zagrabione przez niego przedmioty. „Cygan” powiedział do niego tylko: – Ty skurwysynu! – Były to ostatnie słowo, które w życiu usłyszał!
WOLNI TYLKO NIEWINNI
Niektórzy złodzieje, jak nie mieli, co kraść, to zabierali biedakom kury i kaczki. Też dostawali kulę w łeb! Jak robiliśmy jakieś akcje na posterunki czy więzienia, to też nigdy nie uwalnialiśmy kryminalistów. W Bełżycach jak rozbiliśmy nieistniejącą już dzisiaj Komendę Powiatową MO, która poddała się prawie bez walki, to „Zapora” kazał wszystkim więźniom ustawić się w dwuszeregu na dziedzińcu.
- Następnie wyjął listę z kieszeni i kazał mi odczytać. Tym, którzy byli na liście, „Zapora” kazał wystąpić i oświadczył im, że są wolni. Pozostałych kazał strażnikom odprowadzić do cel. Ci na kolanach błagali go, by ich wypuścił, ale ten pozostał nieugięty. Gdy wyszliśmy na ulicę nagle zaatakował nas oddział UB. Liczył ze dwudziestu ludzi. Ja miałem dwa granaty i rzuciłem je ubowcom pod nogi to ich zatrzymało. Daliśmy ognia i odskoczyliśmy. UB ściągnęło posiłki z całego województwa i przez kilka dni deptali nam po piętach.
Bywało, że my też ponosiliśmy straty. Pod wsią Wólka Kęska „Zapora” został ranny w piętę. Ścigał nas wtedy duży oddział sowiecki. Dzień wcześniej rozbiliśmy w Chodlu siedzibę UB. Był to z naszej strony odwet za zabicie w niej czterech partyzantów. Po akcji tej „Zapora” musiał na melinie się leczyć przez wiele tygodni i ja mu wtedy towarzyszyłem. Odbyliśmy wtedy wiele rozmów na najróżniejsze tematy, dzięki czemu poznałem jego poglądy. Zaczął on też traktować mnie bardziej jak syna niż podwładnego.
Kiedyś, jak mógł już chodzić, pojechaliśmy pod Tarnobrzeg do domu matki. Podkradliśmy się do niego nocą, sprawdzając czy nie jest on obstawiony przez UB. „Zapora” przedstawił mnie swojej mamie, mówiąc: – To jest mój najlepszy żołnierz, chociaż z Wołynia.
Dzielił się on ze mną swoimi uwagami na temat sytuacji, w której się znaleźliśmy. Gardził Anglikami. Twierdził, że to oni zamordowali generała Władysława Sikorskiego, który stał się dla nich niewygodny.
MIELI SPOTKAĆ SIĘ Z „OGNIEM”
Mówił:
– Te skurwysyny mnie zrzuciły, ale teraz jesteśmy im niepotrzebni. Amunicji już nam nie zrzucają. Dostarczają ją banderowcom w Bieszczadach, uważają, że są oni im bardziej potrzebni.
Pod Bieszczadami też zresztą z „Zaporą” byliśmy. Któregoś dnia wyruszyliśmy w długi marsz w kierunku Jasła a później Krosna. Uwieczniliśmy to nawet na zdjęciu. Mieliśmy tam spotkać się z „Ogniem”, ale niestety nie dotarł on na umówione miejsce i wróciliśmy z powrotem na Lubelszczyznę. „Zapora” zdawał sobie sprawę, że prowadzi walkę nie mającą szans powodzenia. UB coraz lepiej penetrowało teren rozbudowywało sieć konfidentów. Na ludzi, którzy nam pomagali, spadały straszne represje.
Nie chcąc narażać chłopaków, w 1946 r. „Zapora” zaczął rozpuszczać oddział. W pierwszym rządzie kazał wracać do domów żołnierzom, których UB jeszcze nie rozpracowało. Ja byłem jednym z pierwszych. „Zapora” zawołał mnie i mówi:
– Zabieram ci broń, bo wiem, że się nie poddasz, a nie chcę żebyś zginął. Może przeżyjesz. Udawaj się na wschód, tam wasi ludzie z Wołynia poprzyjeżdżali. Jak będziesz miał szczęście to spotkasz jakiegoś znajomego, który ci pomoże. Dał mi pieniądze na drogę i pożegnaliśmy się. Więcej już go nie widziałem. Jakiś czas działał on jeszcze na Lubelszczyźnie.
SPRZEDAŁ GO TOWARZYSZ
Później oddział, korzystając z amnestii, ujawnił się. Część kadry pozostała w podziemiu. „Zapora” z siedmioma ludźmi postanowił wyjechać na Zachód. Liczył, że przez Czechosłowację uda mu się przedostać do Niemiec. Na granicy w punkcie przerzutowym w Nysie, wpadł w pułapkę zastawioną przez UB. Został sprzedany przez jednego z towarzyszy broni. Do dziś nie mogę zrozumieć, jak taki dowódca dał się podejść. Przywieźli go do Warszawy, gdzie po śledztwie został skazany na śmierć i stracony. Musieli go strasznie katować, bo w więzieniu osiwiał.
Ja, po opuszczeniu oddziału, najpierw piechotą udałem się do Lublina. Tu na ulicy spotkałem znajomego z naszych stron, który nazywał się Podgórski. Spytał mnie: Skąd ty się tu wziąłeś? – Nie powiedziałem mu oczywiście, że byłem u „Zapory”, tylko że tułam się po świecie, szukając dla sobie miejsca. On zaś na to: – Jedź chłopie w chełmskie, tam wszystkie ludzie nasze są.
Dał mi adres Stefana Matyszczuka, który w Rymaczach był komendantem placówki konspiracyjnej. Mieszkał on na Kępie Brzezińskiej koło Chełma. Znał mnie, bo jak byłem chory w oddziale, to przez kilka dni leżałem w jego chałupie. Zrobił wielkie oczy i zapytał się: – Skąd ty się wziąłeś dzieciaku? – Powiedziałem mu, że byłem w partyzantce a teraz szukam dla siebie jakiegoś miejsca. O tym, że należałem do oddziału „Zapory”, nie wspomniałem mu oczywiście ani słowa.
„TY WIESZ, CO UB ROBI Z ZAPORCZYKAMI?”
Wiedziałem, że UB na „zaporczyków” poluje bez litości. On mnie zresztą nie pytał. Wprost przeciwnie! Doradził mi, żeby nikomu nie mówić nawet, że walczyłem w szeregach 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. – Jesteś młody nikt cię nie będzie podejrzewał. – oświadczył. Nadmienił też, że tu mieszkają różni ludzie. Naszych wołyńskich rodzin jest tylko kilka, większość zaś to miejscowi. Są wśród nich także Ukraińcy. On przyjął mnie pod swój dach i zamieszkaliśmy razem. Po jakimś czasie przyznałem mu się, że byłem u „Zapory”. Zrobił wielkie oczy i autentycznie się przestraszył. Kategorycznie zabronił mi o tym komukolwiek mówić. Tłumaczyłem mu, że absolutnie nikomu nie powiem, ale on nie bardzo mi uwierzył. – Ty wiesz, co UB robi z „zaporczykami”? Nie mów o tym nikomu, bo zginiesz.
Odniosłem wrażenie, że chciałby żebym wyniósł się z jego domu. Ostatecznie mnie jednak nie wygonił. Zapoznał mnie z dziewczyną z Pławanic, z którą się ożeniłem. Nazywała się Helena Petruk. Była Wołynianką pochodzącą z Rymacz.
Wacław Gąsiorowski
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Re: Żołnierze Wyklęci
Kazimierz Chmielowski, pseudonim „Rekin”, urodził się 23.08.1925 roku w Żabińcach (woj. tarnopolskie). W konspiracji zaczął działać 14 sierpnia 1940 roku. Od 1942 roku pełnił służbę w Armii Krajowej jako łącznik „Smutny”. W naju 1945 r. dołączył do V Wileńskiej Brygady AK majora "Łupaszki" jako podoficer szkoleniowy, a następnie dowódca plutonu.W listopadzie 1945 roku zorganizował 90-osobowy oddział, znany jako III Wileńska Brygada Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Konny pluton pod jego dowództwem 14 lutego 1946 r. opanował miejscowość Wydminy na Mazurach. 16 lutego tego samego roku żołnierze brygady stoczyli pod Orłowem największą bitwę antykomunistycznego podziemia w regionie Mazur z połączonymi siłami NKWD, UB, LWP.
Do połowy kwietnia 1946 r. działał na Lubelszczyźnie i Podlasiu. W sierpniu 1946 r. zdecydował się na życie w „cywilu” i wyjechał do Chorzowa, gdzie podjął pracę w hucie Kościuszko, a w październiku tegoż roku rozpoczął studia na Wydziale Mechanicznym Politechniki Śląskiej w Gliwicach. 10 marca 1947 roku ujawnił się w WUBP w Katowicach, podając się za szer. Kazimierza Chmielowskiego „Smutnego” z AK Wilno. Zidentyfikowano go jednak jako żołnierza III Wileńskiej Brygady NZW. Został aresztowany 3 grudnia1948 roku, a już następnego dnia został przewieziony do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.
Podporucznik Kazimierz Chmielowski był sądzony w pokazowym procesie w Białymstoku, razem ze swym dowódcą, kapitanem Romualdem Rajsem ps. "Bury"gdzie został skazany 1 października 1949 r. na karę dożywotniego więzienia. W wyniku rewizji prokuratora był ponownie sądzony i skazany 14 stycznia 1950 roku na karę śmierci. Rozstrzelano go 1 kwietnia 1950 roku. Miał tylko 25 lat. Miejsce jego spoczynku nie jest znane. W 1995 roku Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego na sesji w Olsztynie uznał ten wyrok za nieważny.
Do połowy kwietnia 1946 r. działał na Lubelszczyźnie i Podlasiu. W sierpniu 1946 r. zdecydował się na życie w „cywilu” i wyjechał do Chorzowa, gdzie podjął pracę w hucie Kościuszko, a w październiku tegoż roku rozpoczął studia na Wydziale Mechanicznym Politechniki Śląskiej w Gliwicach. 10 marca 1947 roku ujawnił się w WUBP w Katowicach, podając się za szer. Kazimierza Chmielowskiego „Smutnego” z AK Wilno. Zidentyfikowano go jednak jako żołnierza III Wileńskiej Brygady NZW. Został aresztowany 3 grudnia1948 roku, a już następnego dnia został przewieziony do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.
Podporucznik Kazimierz Chmielowski był sądzony w pokazowym procesie w Białymstoku, razem ze swym dowódcą, kapitanem Romualdem Rajsem ps. "Bury"gdzie został skazany 1 października 1949 r. na karę dożywotniego więzienia. W wyniku rewizji prokuratora był ponownie sądzony i skazany 14 stycznia 1950 roku na karę śmierci. Rozstrzelano go 1 kwietnia 1950 roku. Miał tylko 25 lat. Miejsce jego spoczynku nie jest znane. W 1995 roku Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego na sesji w Olsztynie uznał ten wyrok za nieważny.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Re: Żołnierze Wyklęci
Gracjan Klaudiusz Fróg ps. "Góral", "Szczerbiec" (ur. 8 grudnia 1911 w Laskówce, zm. 11 maja 1951 w Więzieniu Mokotowskim w Warszawie) – kapitan piechoty i broni pancernych Wojska Polskiego, członek wojskowej konspiracji Koła Pułkowe, dowódca III Wileńskiej Brygady AK. 10 lipca 1948 został aresztowany przez UB pod fałszywym zarzutem działalności konspiracyjnej w ramach Ośrodka Mobilizacyjnego Wileńskiego Okręgu AK. Oskarżono go też o współpracę z Niemcami w zwalczaniu partyzantki sowieckiej na Wileńszczyźnie. Po brutalnym śledztwie 13 listopada 1950 Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał go na karę śmierci. 11 maja 1951 został stracony w więzieniu mokotowskim. 17 stycznia 1959 zrehabilitowano go. Jego symboliczny grób znajduje się na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie w Kwaterze na Łączce.
Flame Henryk Antoni (1918-1947), ps. „Bartek”, Grot”. Dowódca grup leśnych VII (Śląskiego) Okręgu NSZ. Urodził się 19 stycznia 1918r. Założył organizację "HAK", która wykonywała liczne manewry sabotażowe i działa na rzecz polskiego wywiadu. Z tego powodu szybko dostał się do szeregów NSZ i już w 1944 roku zaczął formować oddziały żołnierzy, które wraz z nim ukrywały się w lasach na Podbeskidziu i działały na szkodę systemu. Przeprowadził ponad 340 akcji, w których między innymi wraz ze swoim oddziałem liczącym ponad 350 osób demaskował i likwidował agentów UB. Jego największa manifestacja siły odbyła się 3 maja 1946r., gdzie wraz z swoim ludźmi zajął miejscowość - Wisłę i urządził tam defiladę. Bardzo szybko otrzymał stopień kapitana NSZ. Już w 1946r. w jego szeregi zaczęli przenikać agenci Urzędu Bezpieczeństwa aby zbierać i przekazywać komunistycznej władzy informacje, które pozwalały demaskować wszystkich członków jego oddziału i tak za sprawą zdrajcy Henryka Wendrowskiego i sprawnie przeprowadzonej akcji przez ubeków ponad 167 członków jego oddziału zostało wywiezionych na Opolszczyznę i zamordowanych. Najprawdopodobniej odbyło się to w okolicach wsi Barut. Sam Bartek w wyniku ogłoszonej amnestii (1947r.), postanowił ujawnić się rządzącym. Pomimo ujawnienia, ówczesna władza komunistyczna nie potrafiła znieść myśli, że człowiek, który tak bardzo utrudniał im życie, chodzi bezpiecznie i bez żadnej kary po ulicach. W wyniku tego 1 grudnia 1947r. w Zabrzegu (niedaleko Czechowic) został zamordowany przez miejscowego milicjanta Rudolfa Daga.
Flame Henryk Antoni (1918-1947), ps. „Bartek”, Grot”. Dowódca grup leśnych VII (Śląskiego) Okręgu NSZ. Urodził się 19 stycznia 1918r. Założył organizację "HAK", która wykonywała liczne manewry sabotażowe i działa na rzecz polskiego wywiadu. Z tego powodu szybko dostał się do szeregów NSZ i już w 1944 roku zaczął formować oddziały żołnierzy, które wraz z nim ukrywały się w lasach na Podbeskidziu i działały na szkodę systemu. Przeprowadził ponad 340 akcji, w których między innymi wraz ze swoim oddziałem liczącym ponad 350 osób demaskował i likwidował agentów UB. Jego największa manifestacja siły odbyła się 3 maja 1946r., gdzie wraz z swoim ludźmi zajął miejscowość - Wisłę i urządził tam defiladę. Bardzo szybko otrzymał stopień kapitana NSZ. Już w 1946r. w jego szeregi zaczęli przenikać agenci Urzędu Bezpieczeństwa aby zbierać i przekazywać komunistycznej władzy informacje, które pozwalały demaskować wszystkich członków jego oddziału i tak za sprawą zdrajcy Henryka Wendrowskiego i sprawnie przeprowadzonej akcji przez ubeków ponad 167 członków jego oddziału zostało wywiezionych na Opolszczyznę i zamordowanych. Najprawdopodobniej odbyło się to w okolicach wsi Barut. Sam Bartek w wyniku ogłoszonej amnestii (1947r.), postanowił ujawnić się rządzącym. Pomimo ujawnienia, ówczesna władza komunistyczna nie potrafiła znieść myśli, że człowiek, który tak bardzo utrudniał im życie, chodzi bezpiecznie i bez żadnej kary po ulicach. W wyniku tego 1 grudnia 1947r. w Zabrzegu (niedaleko Czechowic) został zamordowany przez miejscowego milicjanta Rudolfa Daga.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- olsztyniak
- Posty: 2812
- Rejestracja: 10 lip 2007, 16:10
- Lokalizacja: Olsztyn
Re: Żołnierze Wyklęci
Bitwa pod Olesznem: NSZ i AK wspólnie przeciw Niemcom
Autor: Karolina Lebiedowicz | 26 lipca 2014
Bitwa pod Olesznem z 26 lipca 1944 roku to przykład współpracy Narodowych Sił Zbrojnych z Armią Krajową. W tym roku przypada okrągła 70. rocznica tej brawurowej potyczki między wspólnie walczącymi oddziałami NSZ Władysława Kołacińskiego „Żbika” i AK Mieczysława Tarchalskiego „Marcina” przeciw ekspedycji karnej SS.
Gmina Krasocin (obecnie województwo świętokrzyskie) w okresie przedwojennym była w dużym stopniu narodowa – SN-owska. Głównym ośrodkiem wpływów tej partii było Oleszno. Wieś położona między wspomnianym Krasocinem, Włoszczową a Przedborzem nie stanowiła ważnego punktu tranzytowego a tereny wokół niej to obszar bagienny. Sprzyjało to działalności partyzantów w tej okolicy, wobec których przychylni byli właściciele majątku w Olesznie – Niemojewscy. Ci sami, którzy byli nieufni wobec przybyłego tutaj w 1939 roku mjr. Hubala. Niemojewscy w czasie rozbiorów dali się poznać jako ziemianie przychylni rosyjskiemu zaborcy. Wobec Narodowych Sił Zbrojnych i Armii Krajowej nie stwarzali jednak problemów, godząc się na organizację na terenie ich lasów obozu, który przez długi czas służył oddziałowi „Żbika” jako siedziba.
Mieszkańcy Oleszna również byli bardzo pozytywnie ustosunkowanie wobec narodowych „Jędrusiów”. Już pod koniec 1940 roku powstała tutaj placówka NOW-u. Stąd też w lipcu 1943 po uroczystej mszy świętej wyruszył „do lasu” oddział Tadeusza Trendy – „Rysia”, z którego początek wzięła później grupa „Żbika”.
W partyzantach widziano wyzwolicieli i obrońców miejscowości przed Niemcami, a także komunistami, których aktywność nasilała się z dnia na dzień. Udzielali NSZ-owcom wsparcia, narażając się przy tym na represje ze strony okupanta, nawet mimo świadomości losu, który spotkał mieszkańców pobliskiej Skałki Polskiej. Ci zostali wymordowani na skutek ataku Gwardii Ludowej na niemiecką kolonię. Świadomi zagrożenia, jakie mogą sprawić miejscowym, NSZ-owcy z uwagą organizowali akcje wobec okupanta i starali się przeprowadzać je tak, by późniejsze represje Niemców były jak najmniej dotkliwe.
Gdy latem 1944 roku oddział „Żbika” przeszedł na jakiś czas w okolice powiatów miechowskiego i pińczowskiego z zadaniem rozprawienia się na tym terenie z rosnącą w siłę partyzantką komunistyczną, główną siła na opuszczonym na pewien czas terenie pozostali AK-owcy. Oddział „Marcina” dalej prowadził swoje działania, podobnie zresztą jako grupa Kołacińskiego, chroniąc miejscową ludność. Jednak sytuacja w 1944 roku stawała się coraz bardziej napięta. Od wschodu zbliżał się czerwony najeźdźca, a Rząd Emigracyjny z mniejszą uwagą podchodził do spraw partyzantki, na skutek czego zaczynało brakować wszystkiego.
Zmusiło to Tarchalskiego do zorganizowania w okolicy wsi Zabrody zasadzki na czterdziestoosobowy oddział SS. Doszło do tego w czasie, gdy „Żbik” ze swoim oddziałem powracał na macierzysty teren. W przededniu bitwy wracając przez Krasocin, NSZ-owcy dowiedzieli się, że „Marcin” zorganizował udaną zasadzkę, zabił 40 Niemców i zdobył dużo broni. Gdy po kilku godzinach dotarli do Oleszna, naświetlony im obraz zmienił się diametralnie. Do zasadzki rzeczywiście doszło, jednak zginął tylko jeden Niemiec, a oddział AK musiał się wycofać. Mało tego: Niemcy zaczęli coraz częściej odgrażać się mieszkańcom Oleszna, co wywołało panikę.
Przed oczami mieli wizję pacyfikacji wsi, podobną do tej we wspomnianej już Skałce Polskiej. Mieszkańcy, obawiając się o swój los, zaczęli organizować patrole i czujki, które w dzień i noc pilnowały dróg, prowadzących do wsi. „Żbik” zakwaterował się w położonym nieopodal Oleszna „Lasku”. Stamtąd też oczekiwał rozwoju wydarzeń.
Już o poranku do kwatery wpadł goniec z informacją, że do Oleszna przybyło dwudziestu żandarmów z Włoszczowy. Według informacji, spędzają chłopów do majątku Niemojewskich, skąd mają ich wywieźć i prawdopodobnie rozstrzelać. Sytuacja wyglądała dramatycznie, dlatego dowódca NSZ posłał do kwaterującego nieopodal „Marcina” gońca z informacją o zaistniałej sytuacji oraz swoich planach.
Chciał obejść Oleszno i zorganizować zasadzkę między nim a Wolą Świdzińską. W trakcie marszu goniec dogonił oddział, przekazując wiadomość o odjechaniu Niemców, którzy pobili zapędzonych do dworu chłopów i dali mieszkańcom wsi „ostatnią szansę”. Idylla nie trwała jednak długo, gdyż nagle na polanę, na której odpoczywał oddział, wpadł na rowerze goniec – syn gajowego z Zabród.
Wiadomość była krótka „Na Oleszno z Budzisławia idzie czterdziestu Niemców. Mordują chłopów, których spotykają po drodze”.
Ludzie ze wsi natychmiast uciekli w pola, na których powinny rozpocząć się żniwa. Teraz tylko od dowódcy oddziału NSZ zależało życie i śmierć mieszkańców wsi Oleszno…
Pierwszą decyzją podjętą przez „Żbika” było posłanie kolejnej już tego dnia wiadomości do „Marcina”. Oddział czekał tam, gdzie dotarła wiadomość o maszerującym wrogu. W skupieniu odliczali chwile do walki. Po około piętnastu minutach pojawili się Niemcy. Trzech maszerujących przodem, za nimi trzy wozy, na których siedzieli, i potem znowu kilku pieszych, ubezpieczających tyły. Z relacji Kołacińskiego wynika, że na pewno nie było ich czterdziestu a co najwyżej dwudziestu. Minęli ukrytych na polanie żołnierzy NSZ i jechali dalej.
Wtem dowódca dał znak, by drużyny ruszyły, próbując odciąć nieprzyjacielowi drogę. Spotkali Niemców na skraju lasu. Wtedy też SS-mani ujrzeli oddział „Żbika”. Z jego broni padł pierwszy strzał. Niemcy schowali się w przydrożnym rowie, Polacy strzelali ukryci w lesie. Obie strony nie dzieliło więcej niż 150 metrów. Niemcy, posiadający wozy, byli w korzystnej sytuacji, jednak za ich plecami zaczynało się zbocze góry. Mogli się bronić, lecz próba wycofania się nie była możliwa. Pozostał im rów, w którym chcieli urządzić swoje stanowisko ogniowe. Nie mogli jednak tego uczynić, gdyż żołnierze „Żbika” skutecznie im to uniemożliwili ogniem RKM-ów.
Nagle jeden z Niemców postanowił zaryzykować i ruszył pędem pod górę, chcąc wezwać wsparcie. Przecież goniec upierał się, że Niemców jest czterdziestu. Gdy wydawało się, że SS-man wyrwał się już z ostrzału, z ziemi podniósł się kpr. Tadeusz Racina – „Włoch”, który ryzykując śmiercią posłał serią z RKM-u Niemca na tamten świat. Był to jeden z powodów, dla których „Żbik” wnioskował później o przyznanie „Włochowi” Krzyża Walecznych.
Tymczasem Polacy zbliżali się coraz bardziej do broniących się desperacko Niemców. Wykorzystał to jeden z SS-manów, który celnie trafił w st. strz. Kowalskiego. Ten padł na ziemię i jęcząc błagał o śmierć. Nikt jednak nie chciał dobić kolegi.
Nagle z pewnej odległości można było usłyszeć kolejne strzały. „Żbikowi” wydawało się, że to zagubiona dwudziestka Niemców. Rozkazał natychmiast się wycofać w stronę lasu. Tymczasem po chwili wszyscy usłyszeli krzyk „Marcin!”. To oddziały AK przybyły ze wsparciem. Niemcy właściwie już resztkami sił próbowali walczyć.
Zamieszanie związane ze strzałami wykorzystała dwójka Niemców, która uciekła w stronę lasu, by stamtąd razić ogniem oddział NSZ. Ich ofiarą padł kolejny Polak – Tadeusz Celejowski – st. strz. „Iskra”. Po chwili i zabójcy Polaka padli martwi – na pole bitwy dotarł w końcu Tarchalski ze swym oddziałem. Gdy strzały ucichły oba oddziały zaczęły przeszukiwać teren. Odnalazł się jeden SS-man, który schował się w zbożu. Na nic zdały się prośby o życie bandyty – został rozstrzelany.
Także reszta Niemców, którzy uszła z życiem, musiała się z nim pożegnać. Okazało się, że poległa jeszcze trójka Polaków – Czesław Kowalczyk – „Sroka” oraz „Walczyński” i „Poświst”. Miejscowa ludność pogrzebała zabitych i oczyściła pole bitwy ze śladów. AK-owcy ruszyli w kierunku Krogulca zabierając rannych NSZ-owców. „Żbik” z oddziałem podążył do swej bazy na „Lasku”.
Po bitwie okazało się, że strzały, które odebrano jako nadciągającą niemiecką odsiecz, pochodziły od Kałmuków z oddziału „Marcina”. Ci rwali się do walki do tego stopnia, że po wyjściu z lasu zaczęli strzelać na oślep. Najciekawiej wyglądała sytuacja dowódcy niemieckiej grupy – Obersturmfuehrera, czyli porucznika. Do tej pory oficer dowodził dwunastoma wygranymi bitwami z partyzantami. Trzynasta okazała się dla niego pechowa.
W bitwie pod Olesznem polegli:
st. strz. Stanisław Sobczyk – „Kowalski” ze Skałki
st. strz. Tadeusz Celejowski – „Iskra” z Czostkowa
strz. Czesław Kowalczyk – „Sroka” z Zabród
strz. NN „Walczyński”, strz. NN „Poświst”
Ranni zostali z kolei:
sierż. Bronisław Ziętal – „Dąb” z Krasocina
sierż. Mieczysław Wnuk – „Wandal” z Gródka
kpr. Wacław Pająk – „Owies”
st. ułan Marian Marcina „Lech” z Ostrowa
st. strz. NN – „Łuczyński”, st. strz. NN – „Pantera”
Po zajęciu okolicy przez Sowietów i osadzeniu przez nich „władzy ludowej”, pozostali w kraju kombatanci i uczestnicy tej bitwy nie mieli łatwo. Zwycięstwo w całości przypisywano oddziałowi „Marcina”.
Władysław Kołaciński „Żbik” wraz ze swoim oddziałem brał udział później w największej na terenie powiatu włoszczowskiego akcji przeciwko partyzantce komunistycznej. 8 września skoncentrowany na tym terenie oddział Brygady Świętokrzyskiej NSZ rozbił bandę AL Tadeusza „Tadka Białego” Grochala, wspieranego przez sowieckich partyzantów Iwana Iwanowicza Karajewa.
Po wojnie fakt działania w NSZ automatycznie powodował przypięcie łatki „reakcjonisty” i wykluczał z jakichkolwiek przywilejów kombatanckich. W końcu wedle Czerwonych NSZ „nie walczyło w słusznej sprawie”. Dodatkowo sam „Żbik” został oskarżony po wojnie o kolaborację. Argumentem było spotkanie z Hauptmanem Huste z Posterunku Żandarmerii w Kluczewsku. W rzeczywistości na Niemca, a właściwie Austriaka, wydano wyrok śmierci za atak na oddział partyzantów. Ten chcąc uniknąć egzekucji ubłagał spotkanie z dowódcą NSZ, na którym obiecał wstrzymać wszelkie akcje represyjne. Mało tego, zaoferował zwalnianie z więzień Gestapo wskazanych przez „Żbika” ludzi. Skorzystało na tym później wiele osób, także komunistów. Nie przeszkodziło im to jednak w późniejszej kreacji Władysława Kołacińskiego jako bandyty i kolaboranta.
Autor opracowania, Michał Świetliński, w rozmowie z wMeritum.pl podkreśla dlaczego bitwa pod Olesznem szczególnie zasługuje na upamiętnienie:
Bitwa pod Olesznem pokazuje, że pomimo napięć w kierownictwach obu organizacji „do dole” współpraca układała się znakomicie. Niejednokrotnie AK`owcy, którzy oficjalnie nie mieli prawa walczyć z Armią Ludową i sowieckimi partyzantami prosili NSZ`owców o pomoc w likwidacji zgrupowań komunistycznych, które bardzo często dawali się we znaki mieszkańcom terenów na których działali. Tak kooperowały między innymi oddziały „Żbika” i „Marcina”. Podobieństw między nimi znajdzie się jeszcze więcej. Oboje po wojnie mieli olbrzymie problemy z „władzą ludową”. Kwintesencją ich współpracy jest właśnie bitwa pod Olesznem, gdzie obaj dowódcy uratowali tą miejscowość.
Autor: Karolina Lebiedowicz | 26 lipca 2014
Bitwa pod Olesznem z 26 lipca 1944 roku to przykład współpracy Narodowych Sił Zbrojnych z Armią Krajową. W tym roku przypada okrągła 70. rocznica tej brawurowej potyczki między wspólnie walczącymi oddziałami NSZ Władysława Kołacińskiego „Żbika” i AK Mieczysława Tarchalskiego „Marcina” przeciw ekspedycji karnej SS.
Gmina Krasocin (obecnie województwo świętokrzyskie) w okresie przedwojennym była w dużym stopniu narodowa – SN-owska. Głównym ośrodkiem wpływów tej partii było Oleszno. Wieś położona między wspomnianym Krasocinem, Włoszczową a Przedborzem nie stanowiła ważnego punktu tranzytowego a tereny wokół niej to obszar bagienny. Sprzyjało to działalności partyzantów w tej okolicy, wobec których przychylni byli właściciele majątku w Olesznie – Niemojewscy. Ci sami, którzy byli nieufni wobec przybyłego tutaj w 1939 roku mjr. Hubala. Niemojewscy w czasie rozbiorów dali się poznać jako ziemianie przychylni rosyjskiemu zaborcy. Wobec Narodowych Sił Zbrojnych i Armii Krajowej nie stwarzali jednak problemów, godząc się na organizację na terenie ich lasów obozu, który przez długi czas służył oddziałowi „Żbika” jako siedziba.
Mieszkańcy Oleszna również byli bardzo pozytywnie ustosunkowanie wobec narodowych „Jędrusiów”. Już pod koniec 1940 roku powstała tutaj placówka NOW-u. Stąd też w lipcu 1943 po uroczystej mszy świętej wyruszył „do lasu” oddział Tadeusza Trendy – „Rysia”, z którego początek wzięła później grupa „Żbika”.
W partyzantach widziano wyzwolicieli i obrońców miejscowości przed Niemcami, a także komunistami, których aktywność nasilała się z dnia na dzień. Udzielali NSZ-owcom wsparcia, narażając się przy tym na represje ze strony okupanta, nawet mimo świadomości losu, który spotkał mieszkańców pobliskiej Skałki Polskiej. Ci zostali wymordowani na skutek ataku Gwardii Ludowej na niemiecką kolonię. Świadomi zagrożenia, jakie mogą sprawić miejscowym, NSZ-owcy z uwagą organizowali akcje wobec okupanta i starali się przeprowadzać je tak, by późniejsze represje Niemców były jak najmniej dotkliwe.
Gdy latem 1944 roku oddział „Żbika” przeszedł na jakiś czas w okolice powiatów miechowskiego i pińczowskiego z zadaniem rozprawienia się na tym terenie z rosnącą w siłę partyzantką komunistyczną, główną siła na opuszczonym na pewien czas terenie pozostali AK-owcy. Oddział „Marcina” dalej prowadził swoje działania, podobnie zresztą jako grupa Kołacińskiego, chroniąc miejscową ludność. Jednak sytuacja w 1944 roku stawała się coraz bardziej napięta. Od wschodu zbliżał się czerwony najeźdźca, a Rząd Emigracyjny z mniejszą uwagą podchodził do spraw partyzantki, na skutek czego zaczynało brakować wszystkiego.
Zmusiło to Tarchalskiego do zorganizowania w okolicy wsi Zabrody zasadzki na czterdziestoosobowy oddział SS. Doszło do tego w czasie, gdy „Żbik” ze swoim oddziałem powracał na macierzysty teren. W przededniu bitwy wracając przez Krasocin, NSZ-owcy dowiedzieli się, że „Marcin” zorganizował udaną zasadzkę, zabił 40 Niemców i zdobył dużo broni. Gdy po kilku godzinach dotarli do Oleszna, naświetlony im obraz zmienił się diametralnie. Do zasadzki rzeczywiście doszło, jednak zginął tylko jeden Niemiec, a oddział AK musiał się wycofać. Mało tego: Niemcy zaczęli coraz częściej odgrażać się mieszkańcom Oleszna, co wywołało panikę.
Przed oczami mieli wizję pacyfikacji wsi, podobną do tej we wspomnianej już Skałce Polskiej. Mieszkańcy, obawiając się o swój los, zaczęli organizować patrole i czujki, które w dzień i noc pilnowały dróg, prowadzących do wsi. „Żbik” zakwaterował się w położonym nieopodal Oleszna „Lasku”. Stamtąd też oczekiwał rozwoju wydarzeń.
Już o poranku do kwatery wpadł goniec z informacją, że do Oleszna przybyło dwudziestu żandarmów z Włoszczowy. Według informacji, spędzają chłopów do majątku Niemojewskich, skąd mają ich wywieźć i prawdopodobnie rozstrzelać. Sytuacja wyglądała dramatycznie, dlatego dowódca NSZ posłał do kwaterującego nieopodal „Marcina” gońca z informacją o zaistniałej sytuacji oraz swoich planach.
Chciał obejść Oleszno i zorganizować zasadzkę między nim a Wolą Świdzińską. W trakcie marszu goniec dogonił oddział, przekazując wiadomość o odjechaniu Niemców, którzy pobili zapędzonych do dworu chłopów i dali mieszkańcom wsi „ostatnią szansę”. Idylla nie trwała jednak długo, gdyż nagle na polanę, na której odpoczywał oddział, wpadł na rowerze goniec – syn gajowego z Zabród.
Wiadomość była krótka „Na Oleszno z Budzisławia idzie czterdziestu Niemców. Mordują chłopów, których spotykają po drodze”.
Ludzie ze wsi natychmiast uciekli w pola, na których powinny rozpocząć się żniwa. Teraz tylko od dowódcy oddziału NSZ zależało życie i śmierć mieszkańców wsi Oleszno…
Pierwszą decyzją podjętą przez „Żbika” było posłanie kolejnej już tego dnia wiadomości do „Marcina”. Oddział czekał tam, gdzie dotarła wiadomość o maszerującym wrogu. W skupieniu odliczali chwile do walki. Po około piętnastu minutach pojawili się Niemcy. Trzech maszerujących przodem, za nimi trzy wozy, na których siedzieli, i potem znowu kilku pieszych, ubezpieczających tyły. Z relacji Kołacińskiego wynika, że na pewno nie było ich czterdziestu a co najwyżej dwudziestu. Minęli ukrytych na polanie żołnierzy NSZ i jechali dalej.
Wtem dowódca dał znak, by drużyny ruszyły, próbując odciąć nieprzyjacielowi drogę. Spotkali Niemców na skraju lasu. Wtedy też SS-mani ujrzeli oddział „Żbika”. Z jego broni padł pierwszy strzał. Niemcy schowali się w przydrożnym rowie, Polacy strzelali ukryci w lesie. Obie strony nie dzieliło więcej niż 150 metrów. Niemcy, posiadający wozy, byli w korzystnej sytuacji, jednak za ich plecami zaczynało się zbocze góry. Mogli się bronić, lecz próba wycofania się nie była możliwa. Pozostał im rów, w którym chcieli urządzić swoje stanowisko ogniowe. Nie mogli jednak tego uczynić, gdyż żołnierze „Żbika” skutecznie im to uniemożliwili ogniem RKM-ów.
Nagle jeden z Niemców postanowił zaryzykować i ruszył pędem pod górę, chcąc wezwać wsparcie. Przecież goniec upierał się, że Niemców jest czterdziestu. Gdy wydawało się, że SS-man wyrwał się już z ostrzału, z ziemi podniósł się kpr. Tadeusz Racina – „Włoch”, który ryzykując śmiercią posłał serią z RKM-u Niemca na tamten świat. Był to jeden z powodów, dla których „Żbik” wnioskował później o przyznanie „Włochowi” Krzyża Walecznych.
Tymczasem Polacy zbliżali się coraz bardziej do broniących się desperacko Niemców. Wykorzystał to jeden z SS-manów, który celnie trafił w st. strz. Kowalskiego. Ten padł na ziemię i jęcząc błagał o śmierć. Nikt jednak nie chciał dobić kolegi.
Nagle z pewnej odległości można było usłyszeć kolejne strzały. „Żbikowi” wydawało się, że to zagubiona dwudziestka Niemców. Rozkazał natychmiast się wycofać w stronę lasu. Tymczasem po chwili wszyscy usłyszeli krzyk „Marcin!”. To oddziały AK przybyły ze wsparciem. Niemcy właściwie już resztkami sił próbowali walczyć.
Zamieszanie związane ze strzałami wykorzystała dwójka Niemców, która uciekła w stronę lasu, by stamtąd razić ogniem oddział NSZ. Ich ofiarą padł kolejny Polak – Tadeusz Celejowski – st. strz. „Iskra”. Po chwili i zabójcy Polaka padli martwi – na pole bitwy dotarł w końcu Tarchalski ze swym oddziałem. Gdy strzały ucichły oba oddziały zaczęły przeszukiwać teren. Odnalazł się jeden SS-man, który schował się w zbożu. Na nic zdały się prośby o życie bandyty – został rozstrzelany.
Także reszta Niemców, którzy uszła z życiem, musiała się z nim pożegnać. Okazało się, że poległa jeszcze trójka Polaków – Czesław Kowalczyk – „Sroka” oraz „Walczyński” i „Poświst”. Miejscowa ludność pogrzebała zabitych i oczyściła pole bitwy ze śladów. AK-owcy ruszyli w kierunku Krogulca zabierając rannych NSZ-owców. „Żbik” z oddziałem podążył do swej bazy na „Lasku”.
Po bitwie okazało się, że strzały, które odebrano jako nadciągającą niemiecką odsiecz, pochodziły od Kałmuków z oddziału „Marcina”. Ci rwali się do walki do tego stopnia, że po wyjściu z lasu zaczęli strzelać na oślep. Najciekawiej wyglądała sytuacja dowódcy niemieckiej grupy – Obersturmfuehrera, czyli porucznika. Do tej pory oficer dowodził dwunastoma wygranymi bitwami z partyzantami. Trzynasta okazała się dla niego pechowa.
W bitwie pod Olesznem polegli:
st. strz. Stanisław Sobczyk – „Kowalski” ze Skałki
st. strz. Tadeusz Celejowski – „Iskra” z Czostkowa
strz. Czesław Kowalczyk – „Sroka” z Zabród
strz. NN „Walczyński”, strz. NN „Poświst”
Ranni zostali z kolei:
sierż. Bronisław Ziętal – „Dąb” z Krasocina
sierż. Mieczysław Wnuk – „Wandal” z Gródka
kpr. Wacław Pająk – „Owies”
st. ułan Marian Marcina „Lech” z Ostrowa
st. strz. NN – „Łuczyński”, st. strz. NN – „Pantera”
Po zajęciu okolicy przez Sowietów i osadzeniu przez nich „władzy ludowej”, pozostali w kraju kombatanci i uczestnicy tej bitwy nie mieli łatwo. Zwycięstwo w całości przypisywano oddziałowi „Marcina”.
Władysław Kołaciński „Żbik” wraz ze swoim oddziałem brał udział później w największej na terenie powiatu włoszczowskiego akcji przeciwko partyzantce komunistycznej. 8 września skoncentrowany na tym terenie oddział Brygady Świętokrzyskiej NSZ rozbił bandę AL Tadeusza „Tadka Białego” Grochala, wspieranego przez sowieckich partyzantów Iwana Iwanowicza Karajewa.
Po wojnie fakt działania w NSZ automatycznie powodował przypięcie łatki „reakcjonisty” i wykluczał z jakichkolwiek przywilejów kombatanckich. W końcu wedle Czerwonych NSZ „nie walczyło w słusznej sprawie”. Dodatkowo sam „Żbik” został oskarżony po wojnie o kolaborację. Argumentem było spotkanie z Hauptmanem Huste z Posterunku Żandarmerii w Kluczewsku. W rzeczywistości na Niemca, a właściwie Austriaka, wydano wyrok śmierci za atak na oddział partyzantów. Ten chcąc uniknąć egzekucji ubłagał spotkanie z dowódcą NSZ, na którym obiecał wstrzymać wszelkie akcje represyjne. Mało tego, zaoferował zwalnianie z więzień Gestapo wskazanych przez „Żbika” ludzi. Skorzystało na tym później wiele osób, także komunistów. Nie przeszkodziło im to jednak w późniejszej kreacji Władysława Kołacińskiego jako bandyty i kolaboranta.
Autor opracowania, Michał Świetliński, w rozmowie z wMeritum.pl podkreśla dlaczego bitwa pod Olesznem szczególnie zasługuje na upamiętnienie:
Bitwa pod Olesznem pokazuje, że pomimo napięć w kierownictwach obu organizacji „do dole” współpraca układała się znakomicie. Niejednokrotnie AK`owcy, którzy oficjalnie nie mieli prawa walczyć z Armią Ludową i sowieckimi partyzantami prosili NSZ`owców o pomoc w likwidacji zgrupowań komunistycznych, które bardzo często dawali się we znaki mieszkańcom terenów na których działali. Tak kooperowały między innymi oddziały „Żbika” i „Marcina”. Podobieństw między nimi znajdzie się jeszcze więcej. Oboje po wojnie mieli olbrzymie problemy z „władzą ludową”. Kwintesencją ich współpracy jest właśnie bitwa pod Olesznem, gdzie obaj dowódcy uratowali tą miejscowość.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Re: Żołnierze Wyklęci
Deklaracja Ideowa Narodowych Sił Zbrojnych (tekst historyczny 1934 rok)
Narodowe Siły Zbrojne - Deklaracja [ luty 1943r.]
NSZ są formacją ideowo-wojskową Narodu Polskiego.
NSZ skupiają w swych szeregach, niezależnie od podziałów partyjnych, wszystkich Polaków
zdecydowanych na bezwzględną walkę z każdym wrogiem o Państwo Narodu Polskiego w
należnych Mu powiększonych granicach, oparte na zasadach sprawiedliwości i moralności
chrześcijańskiej.
NSZ - zbrojne ramię Narodu Polskiego, realizując wolę jego olbrzymiej większości, stawiają za
swój pierwszy cel, zdobycie granic zachodnich na Odrze i Nysie Łużyckiej, jako naszych granic
historycznych, jedynie i trwale zabezpieczających byt i rozwój Polski.
Do tego celu NSZ dążyć będą bezpośrednio i natychmiast po złamaniu się Niemiec i po wypędzeniu okupantów z Kraju.
Nasze granice wschodnie, ustalone traktatem ryskim, nie mogą podlegać dyskusji.
NSZ, stając na straży bezpieczeństwa i porządku odbudowującego się państwa, wystąpi
zdecydowanie przeciw próbom uchwycenia władzy przez komunę oraz przeciw wszelkim
elementom anarchii i ośrodkom terroru politycznego, niedopuszczającego do stanowienia przez
Naród Polski o Jego ustroju i formie rządów.
NSZ jako formacja ideowo-wojskowa są zawiązkiem przyszłej Armii Narodowej. Szkoląc oraz
wychowując oficerów i szeregowych w duchu Polskiej Ideologii Wojskowej, NSZ przygotowują
kadry, których zadaniem będzie stworzenie wielkiej nowoczesnej Armii Narodowej.
W chwili obecnej NSZ poza pracami organizacyjno-wyszkoleniowymi, prowadzą walkę
konspiracyjną z okupantem i likwidują dywersję komunistyczną. W razie gdyby akcja niemiecka
zagrażała nam masowym wyniszczeniem NSZ pokierują zbiorowym oporem społeczeństwa.
Właściwy czas dla ogólnonarodowego powstania uwarunkowany będzie załamaniem potęgi
militarnej Niemiec i musi być uzgodniony z naszymi aliantami.
NSZ dążą do scalenia akcji wojskowej w kraju pod rozkazami komendanta Sił Zbrojnych w Kraju.
Cele specjalne zawarte w Deklaracji NSZ oraz względy konspiracyjne uzasadniają zachowanie
odrębności oddziałów NSZ w ramach Sił Zbrojnych w Kraju.
Przysięga Narodowych Sił Zbrojnych
Ja walkę o Wielką Polskę uważam za najważniejszy cel mego życia. Mając szczerą i
nieprzymuszoną wolę służyć Ojczyźnie, aż do ostatniej kropli krwi - wstępuję do Narodowych Sił
Zbrojnych. Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu w Trójcy Świętej Jedynemu, że wiernie będę walczył o niepodległość Polski.
Rozkazów wszystkich mych przełożonych będę słuchał i posłusznie będę je wykonywał. Tajemnic organizacyjnych będę wiernie strzegł.
W pełni świadomości celu pierwej śmierć poniosę aniżeli zdradzę. Tak mi dopomóż Bóg i święta
Syna Jego Męko i Ty Królowo Korony Polskiej.
Modlitwa żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych
Panie Boże Wszechmogący - daj nam siły i moc wytrwania w walce o Polskę, której poświęcamy
nasze życie.
Niech z krwi niewinnie przelanej braci naszych, pomordowanych w lochach gestapo i czeki, niech z łez naszych matek i sióstr, wyrzuconych z odwiecznych swych siedzib, niech z mogił żołnierzy naszych, poległych na polach całego świata - powstanie Wielka Polska.
O Mario Królowo Korony Polskiej - błogosław naszej pracy i naszemu orężowi. O spraw
Miłościwa Pani - Patronko naszych rycerzy, by wkrótce u stóp Jasnej Góry i Ostrej Bramy
zatrzepotały polskie sztandary z Orłem Białym i Twym wizerunkiem.
Narodowe Siły Zbrojne powołane zostały w połowie 1942r. Wówczas to, w lipcu 1942r. doszło do rozłamu w Stronnictwie Narodowym oraz w Narodowej Organizacji Wojskowej. Spór dotyczył
scalenia NOW z ZWZ – AK . Przeciw scaleniu opowiedziała się większość oficerów Komendy
Głównej NOW, przyjmując nazwę Armia Narodowa. Rozłamowcy (August Michałowski „Roman”,
Władysław Pacholczyk „Adam”) porozumieli się z działaczami innej podziemnej organizacji
narodowej – Narodowo Ludowej Organizacji Walki powołując Tymczasową Komisję Rządzącą
Stronnictwa Narodowego (TKRSN). Głównym organem prasowym była „Wielka Polska” stąd
częsta nazwa: SN – „Wielka Polska” . Od połowy 1942r. rozpoczęły się negocjacje pomiędzy
kierownictwem politycznym SN „Wielka Polska” a Grupą Szańca, dotyczące powołania wspólnej
organizacji wojskowej. W ten sposób powstały zalążki nowej narodowej podziemnej organizacji
wojskowej – Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ). Oprócz Związku Jaszczurczego oraz rozłamowców
z SN – NOW w skład NSZ weszli w całości lub częściowo członkowie następujących organizacji:
Narodowo – Ludowa Organizacja Walki, Polski Obóz Narodowo – Syndykalistyczny, Zakon
Odrodzenia Polski, Zbrojne Pogotowie Narodu, Legion Unii Narodów Słowiańskich oraz część
Tajnej Armii Polskiej, Organizacji Wojskowej „Wilki”, Konfederacji Zbrojnej, Polskich Wojsk
Unijnych, Polskiej Organizacji Zbrojnej, Korpusu Obrońców Polski, Załogi Partyzantów
Wojskowych, Bojowej Organizacji Wschód i innych mniejszych organizacji . Ten złożony
konglomerat kilkunastu organizacji narodowych powołał liczącą około 70.000 – 100.000 ludzi,
formację zbrojną. Do dziś rozbieżności budzi do dziś kwestia liczebności struktur, które do NSZ
wprowadziły dwie największe, tworzące je organizacje: SN „Wielka Polska” i ZJ. Ci pierwsi
twierdzą, że członkowie SN „Wielka Polska” stanowiły 80 – 90 % NSZ a ZJ około 10 %. Natomiast osoby związane z ZJ twierdzą odwrotnie . Dane z dokumentów NSZ i NOW wskazuje, że większość w NSZ mieli dawni członkowie NOW. Była to organizacja wolna od wpływów
zewnętrznych, całkowicie samodzielna oraz nie finansowana przez żadną ze stron. NSZ były
samodzielnym bytem politycznym, materialnym a przede wszystkim ideologicznym . Bardzo
trudno ustalić dokładną datę powstania NSZ. Zazwyczaj uznaje się datę wydania pierwszego
rozkazu dowódcy NSZ płk Ignacego Oziewicza - „Czesław”, a było to 20.09.1942r. i był to rozkaz nr 1/42 . Następcą, po aresztowaniu „Czesława” w czerwcu 1943r., został płk Tadeusz Kurcyusz „Żegota”„Morski”, który piastował swoje obowiązki do kwietnia 1944r
NSZ były formacją o charakterze wojskowym, nie prowadziły, więc samodzielnej polityki.
Podlegały one dyrektywom Tymczasowej Narodowej Rady Politycznej (TNRP) , która posiadała
kompetencje do prowadzenia działalności politycznej i reprezentowania NSZ w kontaktach z ZWZ – AK, a także z innymi ośrodkami politycznymi. TNRP, która formalnie została utworzona
08.05.1943r., liczyła 40 osób . Bezpośrednio zapleczem politycznym NSZ kierowało Prezydium
TNRP (jako organ wykonawczy), składająca się z 8 osób: Otmar Wawrzkowicz, Jerzy Olgierd
Iłłakowicz, Tadeusz Salski, Władysław Marcinkowski (z ZJ), Zbigniew Stypułkowski, August
Michałowski, Jan Matłachowski oraz Karol Stojanowski (z SN) . Na czele TNRP stał Zbigniew
Stypułkowski (jako sekretarz generalny). TNRP, niezależnie od pionu wojskowego (NSZ) oraz
pionu cywilnego ZWZ – AK, tworząc zarazem alternatywę wobec Delegatury Rządu (choć ich
działalność bardzo często się pokrywała), utworzyła własną strukturę administracyjno – polityczną (cywilną) pod nazwą: Służba Cywilna Narodu (SCN) , która powstała poprzez rozwinięcie struktur Komisariatu Cywilnego ZJ . W skład SCN wchodzili fachowcy powiązani z SN jak i bezpartyjni (przykładem jest okręg lubelski SCN) . Kierownikiem SCN był Kazimierz Gluziński. SCN była podzielona na kilkanaście wydziałów (prowadzono m.in. tajne nauczanie, szkolono urzędników, tworzono też plany odbudowy i rozbudowy gospodarki Polski, działała administracja, przygotowywano służbę porządkową, która później miała pełnić funkcję policyjną; istniały też dwa piony: propagandowy oraz sądowniczy, ten drugi np. nie istniał w GL – AL) . Zarówno SCN, jak i NSZ, uznawały Polski Rząd w Londynie, a także układ sił na emigracji, natomiast nie zgadzali się na wyłączność Delegatury Rządu oraz AK w polskim podziemiu . Różnice pomiędzy AK a NSZ pojawiają się w programie NSZ. Do głównych celów NSZ zaliczono: nienaruszalność granic ustalonych traktatem ryskim, przyłączenie do Polski dawnych ziem piastowskich (Dolny Śląsk, Pomorze, Prusy Wschodnie – zadaniem NSZ było przygotowanie siły zbrojnej, która w chwili załamania się Niemiec, poprzez „fakty dokonane”, miała siłą ustanowić zachodnią granicę na linii rzek Odry i Nysy Łużyckiej) , innym celem była budowa Wielkiej Polski (państwa będącego mocarstwem w Europie środkowo – wschodniej, państwa, które będzie się w stanie przeciwstawić agresji ze wschodu i zachodu), opartego na zasadach Kościoła Katolickiego . Program NSZ odnosił się do budowy tzw. „ustroju narodowego”. Zamierzano przebudować ustrój państwa. Władza głowy państwa, a także senatu, miała być bardzo silna, będąc przeciwwagą sejmokracji z dwudziestolecia międzywojennego. Zamierzano zdecentralizować administrację oraz rozwinąć samorządy. System wychowawczy miał być oparty na etyce katolickiej oraz solidaryzmie narodowym. Aby plan się powiódł, potrzebna była silna rodzina oraz tzw. szkoła samorządowa (wzorowana na systemie brytyjskim). Podporą ustroju gospodarczego miała być własność prywatna, głoszono też potrzebę umiarkowanej reformy rolnej . Zdecydowanym rozróżnikiem pomiędzy NSZ a ZWZ-AK był stosunek do ZSRR. W odróżnieniu od ZWZ-AK, NSZ uznawały ZSRR za takiego samego wroga jak Niemcy, zaś od przełomu 1942/43r (po bitwie pod Stalingradem), uznano, że klęska Niemiec to kwestia czasu i należy się przygotować do nowej okupacji – sowieckiej. Odrzucono idee powstania antyniemieckiego, gdyż wg NSZ, byłby to czyn samobójczy, w dodatku szedłby na rękę komunistom. Dlatego postanowiono, że należy zlikwidować komunistyczną agenturę (czyli oddziały Gwardii Ludowej – Armii Ludowej oraz partyzantów radzieckich) w Polsce, co też
robiono w praktyce (czyli likwidowano) od przełomu lipca i sierpnia 1943r.
Pion wojskowy NSZ dzielił się na: Oddziały Akcji Specjalnej (OAS lub AS), Oddziały Dyspozycyjne (OD), Oddziały Partyzanckie (OP) i Oddziały Pogotowia Akcji Specjalnej (O PAS) .
AS utworzono w październiku (listopadzie) 1942r., na mocy rozkazu Komendanta Głównego NSZ
płk Czesława Oziewicza ”Czesław” jednym z głównych celów istnienia i działalności oddziałów partyzanckich była ochrona ludności cywilnej. Zdawano zaś sobie sprawę z tego, że konieczne jest prowadzenie konspiracji cywilnej i wojskowej w terenie. Dlatego postanowiono utworzyć specjalne jednostki, które przeprowadzałyby akcje militarne (takie jak: sabotaż, samoobrona,...). I tak ZWZ-AK utworzyła Kedyw (Kierownictwo Dywersji), a NSZ – Akcję Specjalną . Oddziały partyzanckie AS NSZ ograniczały się do kilku celów:
• Akcje zaopatrzeniowe (zdobywanie broni i pieniędzy),
• Odbijanie więźniów,
• Ochrona ludności cywilnej (zarówno przed okupantem hitlerowskim jak i bandami rabunkowymi).
Po rozwiązaniu AK, w lutym 1945 r. działacze Stronnictwa Narodowego rozpoczęli tworzenie
nowej formacji wojskowej - Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. W jego skład weszły
oddziały NOW i NSZ scalone uprzednio z AK. Głównym celem politycznym i militarnym NOW
była walka o niepodległość Polski, utrzymanie granic wschodnich z 1939 r. i zwalczanie okupacji
komunistycznej. Formacja działała w oddziałach regularnych do 1946 r. Równolegle do początku
1946 r. działały lokalne struktury NSZ-ZJ oraz oddziały posługujące się nazwą NSZ. Do ich
zwalczania użyto przeważających sił UB i KBW, które od zakończenia wojny z Niemcami były
wspomagane przez regularne oddziały WP i sowieckie pułki NKWD. Do największych sukcesów
NSZ zalicza się bitwę z grupą operacyjną NKWD pod Kotkami w powiecie Busko Zdrój, którą
stoczył 28 maja 1945 r. oddział NSZ pod dowództwem por. Stanisława Sikorskiego "Jaremy".
Najdłużej działającym zgrupowaniem NSZ był tzw. VII Okręg kpt. Henryka Flamego "Grota",
"Bartka". W wyniku prowokacji UB około 200 jego żołnierzy zostało we wrześniu 1946 r.
podstępnie ujętych, a następnie zamordowanych w okolicach Łambinowic na Śląsku.
Symbolicznym zakończeniem działań i kresem NSZ-ZJ jest aresztowanie 15 lutego 1947 r. ppłk.
Stanisława Kasznicy, ostatniego komendanta NSZ-ZJ (stracony w Warszawie 12 maja 1948 r.).
W okresie PRL Narodowe Siły Zbrojne były fałszywie oskarżane przez propagandę komunistyczną
o mordowanie Żydów, kolaborację z Niemcami i rozpętanie tzw. wojny domowej. W latach 1945-1956 odbyły się liczne procesy polityczne, w których żołnierze i ofi cerowie NSZ skazywani byli nakary śmierci lub długoletnie więzienia. Prześladowania żołnierzy NSZ trwały do lat 80. XX wieku.Związek Żołnierzy NSZ
W roku 1989 żołnierze NSZ utworzyli organizację kombatancką o nazwie Związek Żołnierzy
Narodowych Sił Zbrojnych, od 12 maja 2007 r. Związek Żołnierzy i Przyjaciół Narodowych Sił
Zbrojnych. Siedzibą związku jest Warszawa. Pierwszym prezesem ZŻNSZ był Bohdan Szucki
"Artur". Organizacja kombatancka na szczeblach niższych kierowana jest przez okręgi. Związek,
oprócz pracy na rzecz kombatantów, prowadzi działalność oświatową i wychowawczą, szczególniewśród młodego pokolenia. Z jego inicjatywy odbywają się sesje naukowe oraz wydawane sąpublikacje wspomnieniowe i naukowe. Związek wydaje w Lublinie czasopismo "Szczerbiec" orazpublikacje w ramach "Biblioteki Szczerbca".
Narodowe Siły Zbrojne - Deklaracja [ luty 1943r.]
NSZ są formacją ideowo-wojskową Narodu Polskiego.
NSZ skupiają w swych szeregach, niezależnie od podziałów partyjnych, wszystkich Polaków
zdecydowanych na bezwzględną walkę z każdym wrogiem o Państwo Narodu Polskiego w
należnych Mu powiększonych granicach, oparte na zasadach sprawiedliwości i moralności
chrześcijańskiej.
NSZ - zbrojne ramię Narodu Polskiego, realizując wolę jego olbrzymiej większości, stawiają za
swój pierwszy cel, zdobycie granic zachodnich na Odrze i Nysie Łużyckiej, jako naszych granic
historycznych, jedynie i trwale zabezpieczających byt i rozwój Polski.
Do tego celu NSZ dążyć będą bezpośrednio i natychmiast po złamaniu się Niemiec i po wypędzeniu okupantów z Kraju.
Nasze granice wschodnie, ustalone traktatem ryskim, nie mogą podlegać dyskusji.
NSZ, stając na straży bezpieczeństwa i porządku odbudowującego się państwa, wystąpi
zdecydowanie przeciw próbom uchwycenia władzy przez komunę oraz przeciw wszelkim
elementom anarchii i ośrodkom terroru politycznego, niedopuszczającego do stanowienia przez
Naród Polski o Jego ustroju i formie rządów.
NSZ jako formacja ideowo-wojskowa są zawiązkiem przyszłej Armii Narodowej. Szkoląc oraz
wychowując oficerów i szeregowych w duchu Polskiej Ideologii Wojskowej, NSZ przygotowują
kadry, których zadaniem będzie stworzenie wielkiej nowoczesnej Armii Narodowej.
W chwili obecnej NSZ poza pracami organizacyjno-wyszkoleniowymi, prowadzą walkę
konspiracyjną z okupantem i likwidują dywersję komunistyczną. W razie gdyby akcja niemiecka
zagrażała nam masowym wyniszczeniem NSZ pokierują zbiorowym oporem społeczeństwa.
Właściwy czas dla ogólnonarodowego powstania uwarunkowany będzie załamaniem potęgi
militarnej Niemiec i musi być uzgodniony z naszymi aliantami.
NSZ dążą do scalenia akcji wojskowej w kraju pod rozkazami komendanta Sił Zbrojnych w Kraju.
Cele specjalne zawarte w Deklaracji NSZ oraz względy konspiracyjne uzasadniają zachowanie
odrębności oddziałów NSZ w ramach Sił Zbrojnych w Kraju.
Przysięga Narodowych Sił Zbrojnych
Ja walkę o Wielką Polskę uważam za najważniejszy cel mego życia. Mając szczerą i
nieprzymuszoną wolę służyć Ojczyźnie, aż do ostatniej kropli krwi - wstępuję do Narodowych Sił
Zbrojnych. Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu w Trójcy Świętej Jedynemu, że wiernie będę walczył o niepodległość Polski.
Rozkazów wszystkich mych przełożonych będę słuchał i posłusznie będę je wykonywał. Tajemnic organizacyjnych będę wiernie strzegł.
W pełni świadomości celu pierwej śmierć poniosę aniżeli zdradzę. Tak mi dopomóż Bóg i święta
Syna Jego Męko i Ty Królowo Korony Polskiej.
Modlitwa żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych
Panie Boże Wszechmogący - daj nam siły i moc wytrwania w walce o Polskę, której poświęcamy
nasze życie.
Niech z krwi niewinnie przelanej braci naszych, pomordowanych w lochach gestapo i czeki, niech z łez naszych matek i sióstr, wyrzuconych z odwiecznych swych siedzib, niech z mogił żołnierzy naszych, poległych na polach całego świata - powstanie Wielka Polska.
O Mario Królowo Korony Polskiej - błogosław naszej pracy i naszemu orężowi. O spraw
Miłościwa Pani - Patronko naszych rycerzy, by wkrótce u stóp Jasnej Góry i Ostrej Bramy
zatrzepotały polskie sztandary z Orłem Białym i Twym wizerunkiem.
Narodowe Siły Zbrojne powołane zostały w połowie 1942r. Wówczas to, w lipcu 1942r. doszło do rozłamu w Stronnictwie Narodowym oraz w Narodowej Organizacji Wojskowej. Spór dotyczył
scalenia NOW z ZWZ – AK . Przeciw scaleniu opowiedziała się większość oficerów Komendy
Głównej NOW, przyjmując nazwę Armia Narodowa. Rozłamowcy (August Michałowski „Roman”,
Władysław Pacholczyk „Adam”) porozumieli się z działaczami innej podziemnej organizacji
narodowej – Narodowo Ludowej Organizacji Walki powołując Tymczasową Komisję Rządzącą
Stronnictwa Narodowego (TKRSN). Głównym organem prasowym była „Wielka Polska” stąd
częsta nazwa: SN – „Wielka Polska” . Od połowy 1942r. rozpoczęły się negocjacje pomiędzy
kierownictwem politycznym SN „Wielka Polska” a Grupą Szańca, dotyczące powołania wspólnej
organizacji wojskowej. W ten sposób powstały zalążki nowej narodowej podziemnej organizacji
wojskowej – Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ). Oprócz Związku Jaszczurczego oraz rozłamowców
z SN – NOW w skład NSZ weszli w całości lub częściowo członkowie następujących organizacji:
Narodowo – Ludowa Organizacja Walki, Polski Obóz Narodowo – Syndykalistyczny, Zakon
Odrodzenia Polski, Zbrojne Pogotowie Narodu, Legion Unii Narodów Słowiańskich oraz część
Tajnej Armii Polskiej, Organizacji Wojskowej „Wilki”, Konfederacji Zbrojnej, Polskich Wojsk
Unijnych, Polskiej Organizacji Zbrojnej, Korpusu Obrońców Polski, Załogi Partyzantów
Wojskowych, Bojowej Organizacji Wschód i innych mniejszych organizacji . Ten złożony
konglomerat kilkunastu organizacji narodowych powołał liczącą około 70.000 – 100.000 ludzi,
formację zbrojną. Do dziś rozbieżności budzi do dziś kwestia liczebności struktur, które do NSZ
wprowadziły dwie największe, tworzące je organizacje: SN „Wielka Polska” i ZJ. Ci pierwsi
twierdzą, że członkowie SN „Wielka Polska” stanowiły 80 – 90 % NSZ a ZJ około 10 %. Natomiast osoby związane z ZJ twierdzą odwrotnie . Dane z dokumentów NSZ i NOW wskazuje, że większość w NSZ mieli dawni członkowie NOW. Była to organizacja wolna od wpływów
zewnętrznych, całkowicie samodzielna oraz nie finansowana przez żadną ze stron. NSZ były
samodzielnym bytem politycznym, materialnym a przede wszystkim ideologicznym . Bardzo
trudno ustalić dokładną datę powstania NSZ. Zazwyczaj uznaje się datę wydania pierwszego
rozkazu dowódcy NSZ płk Ignacego Oziewicza - „Czesław”, a było to 20.09.1942r. i był to rozkaz nr 1/42 . Następcą, po aresztowaniu „Czesława” w czerwcu 1943r., został płk Tadeusz Kurcyusz „Żegota”„Morski”, który piastował swoje obowiązki do kwietnia 1944r
NSZ były formacją o charakterze wojskowym, nie prowadziły, więc samodzielnej polityki.
Podlegały one dyrektywom Tymczasowej Narodowej Rady Politycznej (TNRP) , która posiadała
kompetencje do prowadzenia działalności politycznej i reprezentowania NSZ w kontaktach z ZWZ – AK, a także z innymi ośrodkami politycznymi. TNRP, która formalnie została utworzona
08.05.1943r., liczyła 40 osób . Bezpośrednio zapleczem politycznym NSZ kierowało Prezydium
TNRP (jako organ wykonawczy), składająca się z 8 osób: Otmar Wawrzkowicz, Jerzy Olgierd
Iłłakowicz, Tadeusz Salski, Władysław Marcinkowski (z ZJ), Zbigniew Stypułkowski, August
Michałowski, Jan Matłachowski oraz Karol Stojanowski (z SN) . Na czele TNRP stał Zbigniew
Stypułkowski (jako sekretarz generalny). TNRP, niezależnie od pionu wojskowego (NSZ) oraz
pionu cywilnego ZWZ – AK, tworząc zarazem alternatywę wobec Delegatury Rządu (choć ich
działalność bardzo często się pokrywała), utworzyła własną strukturę administracyjno – polityczną (cywilną) pod nazwą: Służba Cywilna Narodu (SCN) , która powstała poprzez rozwinięcie struktur Komisariatu Cywilnego ZJ . W skład SCN wchodzili fachowcy powiązani z SN jak i bezpartyjni (przykładem jest okręg lubelski SCN) . Kierownikiem SCN był Kazimierz Gluziński. SCN była podzielona na kilkanaście wydziałów (prowadzono m.in. tajne nauczanie, szkolono urzędników, tworzono też plany odbudowy i rozbudowy gospodarki Polski, działała administracja, przygotowywano służbę porządkową, która później miała pełnić funkcję policyjną; istniały też dwa piony: propagandowy oraz sądowniczy, ten drugi np. nie istniał w GL – AL) . Zarówno SCN, jak i NSZ, uznawały Polski Rząd w Londynie, a także układ sił na emigracji, natomiast nie zgadzali się na wyłączność Delegatury Rządu oraz AK w polskim podziemiu . Różnice pomiędzy AK a NSZ pojawiają się w programie NSZ. Do głównych celów NSZ zaliczono: nienaruszalność granic ustalonych traktatem ryskim, przyłączenie do Polski dawnych ziem piastowskich (Dolny Śląsk, Pomorze, Prusy Wschodnie – zadaniem NSZ było przygotowanie siły zbrojnej, która w chwili załamania się Niemiec, poprzez „fakty dokonane”, miała siłą ustanowić zachodnią granicę na linii rzek Odry i Nysy Łużyckiej) , innym celem była budowa Wielkiej Polski (państwa będącego mocarstwem w Europie środkowo – wschodniej, państwa, które będzie się w stanie przeciwstawić agresji ze wschodu i zachodu), opartego na zasadach Kościoła Katolickiego . Program NSZ odnosił się do budowy tzw. „ustroju narodowego”. Zamierzano przebudować ustrój państwa. Władza głowy państwa, a także senatu, miała być bardzo silna, będąc przeciwwagą sejmokracji z dwudziestolecia międzywojennego. Zamierzano zdecentralizować administrację oraz rozwinąć samorządy. System wychowawczy miał być oparty na etyce katolickiej oraz solidaryzmie narodowym. Aby plan się powiódł, potrzebna była silna rodzina oraz tzw. szkoła samorządowa (wzorowana na systemie brytyjskim). Podporą ustroju gospodarczego miała być własność prywatna, głoszono też potrzebę umiarkowanej reformy rolnej . Zdecydowanym rozróżnikiem pomiędzy NSZ a ZWZ-AK był stosunek do ZSRR. W odróżnieniu od ZWZ-AK, NSZ uznawały ZSRR za takiego samego wroga jak Niemcy, zaś od przełomu 1942/43r (po bitwie pod Stalingradem), uznano, że klęska Niemiec to kwestia czasu i należy się przygotować do nowej okupacji – sowieckiej. Odrzucono idee powstania antyniemieckiego, gdyż wg NSZ, byłby to czyn samobójczy, w dodatku szedłby na rękę komunistom. Dlatego postanowiono, że należy zlikwidować komunistyczną agenturę (czyli oddziały Gwardii Ludowej – Armii Ludowej oraz partyzantów radzieckich) w Polsce, co też
robiono w praktyce (czyli likwidowano) od przełomu lipca i sierpnia 1943r.
Pion wojskowy NSZ dzielił się na: Oddziały Akcji Specjalnej (OAS lub AS), Oddziały Dyspozycyjne (OD), Oddziały Partyzanckie (OP) i Oddziały Pogotowia Akcji Specjalnej (O PAS) .
AS utworzono w październiku (listopadzie) 1942r., na mocy rozkazu Komendanta Głównego NSZ
płk Czesława Oziewicza ”Czesław” jednym z głównych celów istnienia i działalności oddziałów partyzanckich była ochrona ludności cywilnej. Zdawano zaś sobie sprawę z tego, że konieczne jest prowadzenie konspiracji cywilnej i wojskowej w terenie. Dlatego postanowiono utworzyć specjalne jednostki, które przeprowadzałyby akcje militarne (takie jak: sabotaż, samoobrona,...). I tak ZWZ-AK utworzyła Kedyw (Kierownictwo Dywersji), a NSZ – Akcję Specjalną . Oddziały partyzanckie AS NSZ ograniczały się do kilku celów:
• Akcje zaopatrzeniowe (zdobywanie broni i pieniędzy),
• Odbijanie więźniów,
• Ochrona ludności cywilnej (zarówno przed okupantem hitlerowskim jak i bandami rabunkowymi).
Po rozwiązaniu AK, w lutym 1945 r. działacze Stronnictwa Narodowego rozpoczęli tworzenie
nowej formacji wojskowej - Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. W jego skład weszły
oddziały NOW i NSZ scalone uprzednio z AK. Głównym celem politycznym i militarnym NOW
była walka o niepodległość Polski, utrzymanie granic wschodnich z 1939 r. i zwalczanie okupacji
komunistycznej. Formacja działała w oddziałach regularnych do 1946 r. Równolegle do początku
1946 r. działały lokalne struktury NSZ-ZJ oraz oddziały posługujące się nazwą NSZ. Do ich
zwalczania użyto przeważających sił UB i KBW, które od zakończenia wojny z Niemcami były
wspomagane przez regularne oddziały WP i sowieckie pułki NKWD. Do największych sukcesów
NSZ zalicza się bitwę z grupą operacyjną NKWD pod Kotkami w powiecie Busko Zdrój, którą
stoczył 28 maja 1945 r. oddział NSZ pod dowództwem por. Stanisława Sikorskiego "Jaremy".
Najdłużej działającym zgrupowaniem NSZ był tzw. VII Okręg kpt. Henryka Flamego "Grota",
"Bartka". W wyniku prowokacji UB około 200 jego żołnierzy zostało we wrześniu 1946 r.
podstępnie ujętych, a następnie zamordowanych w okolicach Łambinowic na Śląsku.
Symbolicznym zakończeniem działań i kresem NSZ-ZJ jest aresztowanie 15 lutego 1947 r. ppłk.
Stanisława Kasznicy, ostatniego komendanta NSZ-ZJ (stracony w Warszawie 12 maja 1948 r.).
W okresie PRL Narodowe Siły Zbrojne były fałszywie oskarżane przez propagandę komunistyczną
o mordowanie Żydów, kolaborację z Niemcami i rozpętanie tzw. wojny domowej. W latach 1945-1956 odbyły się liczne procesy polityczne, w których żołnierze i ofi cerowie NSZ skazywani byli nakary śmierci lub długoletnie więzienia. Prześladowania żołnierzy NSZ trwały do lat 80. XX wieku.Związek Żołnierzy NSZ
W roku 1989 żołnierze NSZ utworzyli organizację kombatancką o nazwie Związek Żołnierzy
Narodowych Sił Zbrojnych, od 12 maja 2007 r. Związek Żołnierzy i Przyjaciół Narodowych Sił
Zbrojnych. Siedzibą związku jest Warszawa. Pierwszym prezesem ZŻNSZ był Bohdan Szucki
"Artur". Organizacja kombatancka na szczeblach niższych kierowana jest przez okręgi. Związek,
oprócz pracy na rzecz kombatantów, prowadzi działalność oświatową i wychowawczą, szczególniewśród młodego pokolenia. Z jego inicjatywy odbywają się sesje naukowe oraz wydawane sąpublikacje wspomnieniowe i naukowe. Związek wydaje w Lublinie czasopismo "Szczerbiec" orazpublikacje w ramach "Biblioteki Szczerbca".
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- olsztyniak
- Posty: 2812
- Rejestracja: 10 lip 2007, 16:10
- Lokalizacja: Olsztyn
Re: Żołnierze Wyklęci
70 lat temu powstała największa formacja Narodowych Sił Zbrojnych
11 sierpnia 1944 r. na Kielecczyźnie pod dowództwem kpt. Antoniego Dąbrowskiego-Szackiego „Bohuna” powstała Brygada Świętokrzyska, największa formacja zbrojna Narodowych Sił Zbrojnych; walczyła zarówno z Niemcami, jak i podziemiem komunistycznym.
W skład Brygady, nad którą polityczne zwierzchnictwo sprawowała tajna Organizacja Polska (OP), weszły oddziały partyzanckie operujące od czerwca 1944 r. na terenie powiatu opatowskiego – 204 pułk piechoty Ziemi Kieleckiej oraz 202 pułk piechoty Ziemi Sandomierskiej. W grudniu 1944 r. liczebność Brygady wynosiła 822 ludzi.
Sformowano ją z tych oddziałów NSZ, które nie podporządkowały się umowie scaleniowej z AK z 7 marca 1944 r. Dowództwo Brygady skłonne było uznać władzę zwierzchnią Naczelnego Wodza, ale pod warunkiem zachowania sporej samodzielności. Zdecydowanie natomiast nie godziło się na podporządkowanie się dowództwu AK z jej komendantem gen. Tadeuszem Komorowskim „Borem” na czele.
W styczniu 1945 r. doszło do reorganizacji oddziału – odtąd składał się on z trzech pułków: Świętokrzyskiego, Jasnogórskiego i Legii Nadwiślańskiej, a także oddziałów liniowych.
Od początku swej działalności na Kielecczyźnie Brygada organizowała ataki na niemieckie posterunki; rozbrajała niewielkie oddziały żandarmerii oraz Wehrmachtu. Do jednego z największych starć z siłami niemieckimi doszło 20 września pod Cacowem.
Głównym celem istnienia Brygady było jednak zbrojne zwalczanie podziemia komunistycznego, uzależnionego od Związku Sowieckiego. Dokonywała ona napadów na partyzantów Armii Ludowej oraz Batalionów Chłopskich, likwidowała lokalne struktury PPR. Do największych antykomunistycznych akcji bojowych Brygady należały m.in. atak na Brygadę AL „Świt” w sierpniu 1944 r., rozbicie pod Rząbcem zgrupowania AL pod dowództwem Tadeusza Grochala „Tadka Białego” - we wrześniu 1944 r.; oraz zorganizowany trzy miesiące później napad na grupę sowiecką z oddziału NKWD „Awangarda”, którym dowodził Wasyl Tichonin „Wasyl”.
Działając na Kielecczyźnie partyzanci z Brygady przeprowadzali rekwizycje żywności, połączone z rabunkami mienia, co utrwaliło ich negatywny wizerunek w oczach miejscowych chłopów.
W styczniu 1945 r., z chwilą zbliżania się frontu sowieckiego, dowództwo Brygady stacjonującej w rejonie Miechowa zdecydowało się podjąć marsz na zachód. W tym celu „Bohun” zawarł porozumienie z lokalnymi dowódcami Wehrmachtu, umożliwiające wycofanie się oddziału NSZ na teren zajmowany przez Niemców. 15 stycznia, po uzyskaniu zgody niemieckiej (wcześniej oddziały Brygady zostały przez nich ostrzelane) Brygada przeprawiła się przez Pilicę. Kilka dni później przekroczyła dawną granicę z Niemcami.
Przebywając na terytorium kontrolowanym przez Wehrmacht, Dąbrowski-Szacki uchylał się od podjęcia regularnej walki z Armią Czerwoną tłumacząc to nieprzygotowaniem oraz partyzanckim charakterem dowodzonego przez siebie, liczącego już ponad tysiąc ludzi oddziału.
Aby uzyskać zgodę na dalszy odwrót „Bohun” zgodził się jednak na przerzut przez Niemców drogą lotniczą wybranych żołnierzy Brygady na ziemie polskie zajęte przez Armię Czerwoną. Od lutego do kwietnia na spadochronach zrzucono tam cztery grupy kurierów; wyszły też patrole piesze. Miały one rozkaz polityków OP dotarcia do przywódców NSZ w kraju. Broń, dokumenty i radiostacje dostarczali Niemcy.
W kwietniu Brygada ponowiła marsz na zachód, a 1 maja jej żołnierze zakwaterowali się w pobliżu Pilzna. W tym czasie po raz pierwszy natknęli się na oddziały amerykańskie podążające na wschód. Po uznaniu przez nich Brygady za część sił alianckich, żołnierze „Bohuna” rozpoczęli działania antyniemieckie. 5 maja wyzwolili kobiecy obóz koncentracyjny w Holiszowie uwalniając m.in. 200 Żydówek. "To jedna z ładniejszych kart historii brygady" – podkreśla prof. Żaryn. Następnego dnia nawiązano kontakt z 3. Armią gen. George'a Pattona.
Dowódca Brygady planował następnie jak najszybsze przyłączenie swego oddziału do 2 Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa, przebywającego we Włoszech. Ten jednak nie wyraził na to zgody.
W konsekwencji odmowy oraz wskutek pogarszania się stosunku ludności czeskiej do partyzantów z NSZ, oskarżanych przez komunistów o kolaborację z Niemcami, w sierpniu Amerykanie przewieźli partyzantów do koszar poniemieckich w Coburgu, a następnie rozbroili. Ostatecznie żołnierze Brygady zostali przydzieleni do Polskich Kompanii Wartowniczych, pełniących służbę na terenie okupowanych przez aliantów Niemiec.
11 sierpnia 1944 r. na Kielecczyźnie pod dowództwem kpt. Antoniego Dąbrowskiego-Szackiego „Bohuna” powstała Brygada Świętokrzyska, największa formacja zbrojna Narodowych Sił Zbrojnych; walczyła zarówno z Niemcami, jak i podziemiem komunistycznym.
W skład Brygady, nad którą polityczne zwierzchnictwo sprawowała tajna Organizacja Polska (OP), weszły oddziały partyzanckie operujące od czerwca 1944 r. na terenie powiatu opatowskiego – 204 pułk piechoty Ziemi Kieleckiej oraz 202 pułk piechoty Ziemi Sandomierskiej. W grudniu 1944 r. liczebność Brygady wynosiła 822 ludzi.
Sformowano ją z tych oddziałów NSZ, które nie podporządkowały się umowie scaleniowej z AK z 7 marca 1944 r. Dowództwo Brygady skłonne było uznać władzę zwierzchnią Naczelnego Wodza, ale pod warunkiem zachowania sporej samodzielności. Zdecydowanie natomiast nie godziło się na podporządkowanie się dowództwu AK z jej komendantem gen. Tadeuszem Komorowskim „Borem” na czele.
W styczniu 1945 r. doszło do reorganizacji oddziału – odtąd składał się on z trzech pułków: Świętokrzyskiego, Jasnogórskiego i Legii Nadwiślańskiej, a także oddziałów liniowych.
Od początku swej działalności na Kielecczyźnie Brygada organizowała ataki na niemieckie posterunki; rozbrajała niewielkie oddziały żandarmerii oraz Wehrmachtu. Do jednego z największych starć z siłami niemieckimi doszło 20 września pod Cacowem.
Głównym celem istnienia Brygady było jednak zbrojne zwalczanie podziemia komunistycznego, uzależnionego od Związku Sowieckiego. Dokonywała ona napadów na partyzantów Armii Ludowej oraz Batalionów Chłopskich, likwidowała lokalne struktury PPR. Do największych antykomunistycznych akcji bojowych Brygady należały m.in. atak na Brygadę AL „Świt” w sierpniu 1944 r., rozbicie pod Rząbcem zgrupowania AL pod dowództwem Tadeusza Grochala „Tadka Białego” - we wrześniu 1944 r.; oraz zorganizowany trzy miesiące później napad na grupę sowiecką z oddziału NKWD „Awangarda”, którym dowodził Wasyl Tichonin „Wasyl”.
Działając na Kielecczyźnie partyzanci z Brygady przeprowadzali rekwizycje żywności, połączone z rabunkami mienia, co utrwaliło ich negatywny wizerunek w oczach miejscowych chłopów.
W styczniu 1945 r., z chwilą zbliżania się frontu sowieckiego, dowództwo Brygady stacjonującej w rejonie Miechowa zdecydowało się podjąć marsz na zachód. W tym celu „Bohun” zawarł porozumienie z lokalnymi dowódcami Wehrmachtu, umożliwiające wycofanie się oddziału NSZ na teren zajmowany przez Niemców. 15 stycznia, po uzyskaniu zgody niemieckiej (wcześniej oddziały Brygady zostały przez nich ostrzelane) Brygada przeprawiła się przez Pilicę. Kilka dni później przekroczyła dawną granicę z Niemcami.
Przebywając na terytorium kontrolowanym przez Wehrmacht, Dąbrowski-Szacki uchylał się od podjęcia regularnej walki z Armią Czerwoną tłumacząc to nieprzygotowaniem oraz partyzanckim charakterem dowodzonego przez siebie, liczącego już ponad tysiąc ludzi oddziału.
Aby uzyskać zgodę na dalszy odwrót „Bohun” zgodził się jednak na przerzut przez Niemców drogą lotniczą wybranych żołnierzy Brygady na ziemie polskie zajęte przez Armię Czerwoną. Od lutego do kwietnia na spadochronach zrzucono tam cztery grupy kurierów; wyszły też patrole piesze. Miały one rozkaz polityków OP dotarcia do przywódców NSZ w kraju. Broń, dokumenty i radiostacje dostarczali Niemcy.
W kwietniu Brygada ponowiła marsz na zachód, a 1 maja jej żołnierze zakwaterowali się w pobliżu Pilzna. W tym czasie po raz pierwszy natknęli się na oddziały amerykańskie podążające na wschód. Po uznaniu przez nich Brygady za część sił alianckich, żołnierze „Bohuna” rozpoczęli działania antyniemieckie. 5 maja wyzwolili kobiecy obóz koncentracyjny w Holiszowie uwalniając m.in. 200 Żydówek. "To jedna z ładniejszych kart historii brygady" – podkreśla prof. Żaryn. Następnego dnia nawiązano kontakt z 3. Armią gen. George'a Pattona.
Dowódca Brygady planował następnie jak najszybsze przyłączenie swego oddziału do 2 Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa, przebywającego we Włoszech. Ten jednak nie wyraził na to zgody.
W konsekwencji odmowy oraz wskutek pogarszania się stosunku ludności czeskiej do partyzantów z NSZ, oskarżanych przez komunistów o kolaborację z Niemcami, w sierpniu Amerykanie przewieźli partyzantów do koszar poniemieckich w Coburgu, a następnie rozbroili. Ostatecznie żołnierze Brygady zostali przydzieleni do Polskich Kompanii Wartowniczych, pełniących służbę na terenie okupowanych przez aliantów Niemiec.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Re: Żołnierze Wyklęci
Narodowe Siły Zbrojne - nieprzejednani między dwoma wrogami
W 1939 roku powstawała Narodowa Organizacja Wojskowa, będąca później niejako protoplastą
Narodowych Sił Zbrojnych. Zapewne wtedy jej twórcy nie przypuszczali przed jakże trudnym
zadaniem staną żołnierze NSZ za lat kilka, że historia postawi ich przed celem niemożliwym do
zrealizowania a mianowicie: obrony ojczyzny przed dwoma śmiertelnymi wrogami : Niemcami
oraz Rosją Sowiecką. Jak pisał na emigracji wybitny historyk Władysław Pobóg Malinowski : NSZ
skupiały w swych szeregach młodzież dynamiczną i gorącą przeważnie miejskiego pochodzenia,
cechował ją m.in. nieprzejednany stosunek do komunizmu. NOW była organizacją wojskową
podległa Stronnictwu Narodowemu. Na początku maja 1942 r. prezes SN zgłosił Komendantowi
Głównemu AK gen. Stefanowi Roweckiemu ps. ''Grot'' propozycję przeprowadzenia scalenia NOW
z AK. W wyniku podjętych rozmów, 23 sierpnia 1942 r. , podpisano umowę scaleniową. Jednak
część sztabu NOW nie zaakceptowała podpisanej umowy, w rezultacie czego doszło do rozłamu. W połowie września 1942 r. z połączenia ''rozłamowców'' z NOW i Związku Jaszczurczego1 powstały Narodowe Siły Zbrojne.
Narodowe Siły Zbrojne, które jak utarło się twierdzić, wyznawały zasadę dwóch wrogów a co przez lata służyło dyskraminacji i prześladowaniu żołnierzy NSZ. Nie zauważa się często faktu, iż w latach 1939-1941 Polska znajdowała się również w stanie wojny z Rosją Sowiecką, która
okupowała wówczas połowę jej obszaru. Straszliwy terror jaki spotkał obywateli polskich na
ziemiach zajętych po 17 września 1939 r. przez Sowietów nie dawał złudzeń, że mamy do czynienia ze śmiertelnym wrogiem Polaków takim samym jak Niemcy. Przy czym w miarę zbliżania się do granic Polski, Armii Czerwonej i pojawiania się na ziemiach Polskich oddziałów komunistycznego podziemia, dowództwo NSZ dostrzegało wielkie niebezpieczeństwo ze strony komunistycznych oddziałów "Gwardii Ludowej" "Armii Ludowej", które to uważano słusznie zresztą za sowiecką agenturę infiltrującą społeczeństwo polskie w celu przygotowania pod jego ujarzmienie przez Związek Radziecki. Było to również zgodne z opinią dowództwa AK na temat komunistycznej partyzantki :
(...)"Oddziały organizowane w Polsce przez obce komunistyczne agentury, pod nazwą Armii
Ludowej nie stanowią większych jednostek. Również jak i dywersanci sowieccy nie występują one z reguły do walki z okupantem, lecz stanowią organ dywersji przeciwpolskiej, organ dla
przygotowania przewrotu bolszewickiego w Polsce celem poddania jej Rosji sowieckiej. W
obecnym okresie akcja grabieżcza stanowi dominujące wyczyny tych oddziałów"(...)
(...) Napadają na nasze wsie, miasteczka, ograbiają dwory, plebanie, chłopów, mordują broniących swego dobytku, prowadzą akcję dywersyjną, wysadzają mosty, tory kolejowe, palą tartaki...i nałogowo unikają bezpośredniego zetknięcia z Gestapo i żandarmerią niemiecką. A rezultat ? Bohaterzy wycofują się w bezpieczne miejsca, a tymczasem Gestapo i żandarmeria morduje niewinną i spokojną ludność, której jedyną zbrodnią jest to, że mieszka w pobliżu dokonanego aktu sabotażu. (...)
Trafnie oceniał organ prasowy narodowców "Szaniec" prawdziwe zamiary agentury sowieckiej
działającej na ziemiach Polskich :
(...)Może ktoś z Was woli ginąć metodą katyńską z nagana w tył czaszki, albo w obozach
niemieckich. To już rzecz gustu dla nas to jednakowa przyjemność. Z Niemcami walczy cały świat.
Niemcy wojnę już przegrały. Z Rosją Sowiecką walczą dziś tylko Niemcy. Dlatego też
likwidowanie w Polsce agentur sowieckich choćby stroiły się w najpiękniejsze patriotyczne piórka -to obowiązek, to konieczność. Tego wymaga polska racja stanu. I dlatego walczyć będziemy bez względu na to, czy się to komu podoba czy nie. Będzie mniej volsksdeutschów na służbie Kremla.
W obronie własnej mamy prawo walczyć. Jest to prawo naturalne każdego narodu.(...)
Sytuacja jednak dla dowództwa AK była dosyć skomplikowana, wszelkie walki z komunistami były natychmiast nagłaśniane przez propagandę sowiecką jako "mordowanie przez reakcję polskich patriotów" dlatego też AK podchodziły do grupek komunistycznych bojówek z dużym
pobłażaniem, bojąc się reakcji aliantów zachodnich zaczadzonych przez kłamliwą propagandę
"sojusznika naszych sojuszników".
W rozkazie z 20 listopada 1943 r. gen Bór - Komorowski zalecał nie tylko ujawnienie się przed
wkraczającymi oddziałami Armii Czerwonej lokalnych dowódców AK oraz administracji cywilnej,
ale również "poprawne ułożenie stosunków z partyzantką sowiecką" , dotyczyło to przede
wszystkim Kresów Wschodnich RP. Oddziały, które nie potrafiłyby uregulować swoich złych
relacji z partyzantami sowieckimi miały zostać przeniesione w inne rejony. Sytuacja w momencie
wkraczania na Polską ziemię Sowietów była swoisty chichotem historii bo oto :
(...) Nakazano najeźdźcę sprzed czterech lat, kata sprzed tak niedawna, witać jak sojusznika, we wrześniu 1939 Moskwa uzasadniała dokonane zabójstwo Państwa Polskiego nieistnieniem tegoż państwa, a teraz stanęło przed nimi oko w oko państwo którego śmierć obwieścili w Kremlu przed cztery laty (...) Zagrodził drogę jadącym w amerykańskich samochodach watażkom sowieckim człowiek leśny, stanął, aby im powiedzieć, że oto na ziemi polskiej prawo mają szanować, Polacy, musieli być dla sowieckich generałów jak widmo co podniosło się z Katyńskiego grobu, jak upiór co we śnie zbójeckie nawet nawiedza sumienie. (...)
Oddziały NSZ zwalczanie sowieckiej agentury z pod znaku PPR. prowadziły w sposób nierzadko
bezpardonowy, często likwidując w samym zarodku powstawanie komórek organizacyjnych partii komunistycznych. Podczas zebrania założycielskiego PPR w Halinowie pod Radomiem w marcu 1944 r. zjawiło się dwóch członków wywiadu NSZ Boryczko i Stanisław Koryciński, uzbrojeni zastrzelili dwóch prowadzących zebranie działaczy komunistycznych Jana Gruszczyńskiego i Bolesława Skowrońskiego, kilka innych osób zostało rannych. W ten sposób działalność założycielska partii komunistycznej została w powiecie Radomskim na długi czas zahamowana.
W walce z GL/AL oraz oddziałami sowieckiej partyzantki oddziały podziemia narodowego nie były
odosobnione - na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie toczyła się regularna wojna polsko-sowiecka między oddziałami AK a sowieckimi oddziałami zbrojnymi.
Bolesław Koźmierak alias "Cień", to dowódca jednego z najbardziej "walecznych" oddziałów AL.,
którego "walka" polegała głównie na napadach rabunkowych i mordowaniu żołnierzy podziemia
niepodległościowego. 4 maja 1944 roku oddział "Cienia" dokonał podstępem, w iście gangsterskim stylu, zbrodni na wydzielonym oddziale 3 kompanii 15 pułku piechoty AK pod dowództwem por. Mieczysława Zielińskiego "Moczara". Tegoż dnia około stu członków AL. wraz z grupą partyzantów sowieckich pod dowództwem "Wani" NN, próbowało w otwartej walce rozbić oddział AK pod dowództwem por. "Moczara" o liczebności około 47 żołnierzy. Atak komunistów nie przyniósł oczekiwanego rezultatu, Akowcy nie pozwolili się zaskoczyć odpowiadając ogniem, zabijając i raniąc kilku napastników. Widząc nieskuteczność swojego ataku, "Cień" postanowił użyć "fortelu". Poprosił o przerwanie ognia tłumaczył się, iż zaszła pomyłka, myślał, że we wsi kwaterują Niemcy. Oba oddziały ustawiły się dwójkami równolegle do siebie, jednak miast oddania honorów wojskowych "Cień" wypalił "Moczarowi" prosto w głowę, co było sygnałem dla reszty Alowców, ostrzelali zdezorientowanych żołnierzy AK, zabijając 18, a raniąc 13. Oddział "Cienia" od kwietnia do lipca 1944 wymordował ok. 100 osób głownie członków podziemia niepodległościowego. Do komunistycznego podziemia negatywnie odnosiły się również Bataliony Chłopskie zaprzeczając komunistycznym doniesieniom o współpracy z GL/AL. :
(...) Ostatnimi czasy PPR rozgłasza wszędzie o ścisłej współpracy i połączeniu się z Batalionami
Chłopskimi. Oświadczamy, że jest to zwyczajnym i podłym kłamstwem. Nigdy i nigdzie
współpracy i łączenia się BCH z PPRem nie było i nie będzie (...) PPR to wróg, siewca anarchii
zmierzający do zniszczenia naszych narodowych zorganizowanych sił. PPR to agentura Moskwy,
dybiącej na naszą wolność i niepodległość (...)
Agenturalną rolę PPR oceniało słusznie dowództwo AK, Biuletyn Informacyjny z 09.12.43 r pisał :
(...) PPR dosłownie powtarza argumenty propagandy sowieckiej, chociażby rząd sowiecki zajął
stanowisko najbardziej wrogie wobec Polski i jeśli nawet są to oczywiste dla każdego kłamstwa (...)
Oczyszczania obszaru swojego stacjonowania podjęła się Brygada Świętokrzyska NSZ likwidując
kilka większych skupisk komunistycznych grup trudniących się zwalczaniem podziemia
niepodległościowego. Jedną z takich operacji opisywał dowódca BŚ płk Antoni Dąbrowski
"Bohun" 18 grudnia 1944 r. ludność ze wsi Węgrzów i Obiechów zwróciła się do dowództwa BŚ
NSZ o obronę przed terroryzującą okoliczną ludność grupą sowietów.
(...) W izbach siedziały kobiety okryte jedynie derką płaczące i zmaltretowane. Większość z nich pochodziła z Warszawy wywieziona po powstaniu. Bolszewicy po zgwałceniu, zabierali im ubrania i bieliznę, aby w innych wioskach wymienić na żywność i wódkę (...)
Sprawców tego czynu jak się później okazało członków grupy zwiadowczej NKWD "Awangarda"
żołnierze NSZ schwytali i rozstrzelali.
Utworzenie NSZ zostało wrogo przyjęte przez czynniki oficjalne AK w kraju, gdyż komplikowało
prowadzoną przez AK akcję scaleniową. Pomimo tego wkrótce rozpoczęły się rozmowy pomiędzy
obiema organizacjami w sprawie podjęcia współpracy wojskowej. Nie było jednak jednomyślności
w samym NSZ. W czerwcu 1944 rozłam w NSZ stał się faktem. Odtąd funkcjonowały dwie
odrębne organizacje używające tej samej nazwy: NSZ-AK, które podporządkowały się AK oraz
NSZ-ZJ, które zachowały niezależność organizacyjno-wojskową. Po upadku Powstania
Warszawskiego, w listopadzie 1944 roku, w Grodzisku Mazowieckim odbyło sie spotkanie
przedstawicieli Stronnictwa Narodowego, na którym zostało formalnie utworzone Narodowe
Zjednoczenie Wojskowe (NZW). W jego skład zaczęły wchodzić struktury i oddziały AK-NOW,
AK-NSZ, NSZ (niescalonego z AK) a także niektóre lokalne struktury AK, szczególnie w
Białostockiem i na Mazowszu , które nie podjęły działalności w organizacjach powstałych na bazie rozwiązanej AK ( NIE, DSZ, ROAK, WiN). Oddziały partyzanckie NOW-AK i NSZ-AK w
większości nie ujawniały się wobec wkraczających Sowietów, dlatego były w mniejszym stopniu
rozpracowane przez NKWD , a także przez rodzime siły komunistyczne (gł. PPR i AL ).
Po "wyzwoleniu" reżim komunistyczny postanowił krwawo rozprawić się z żołnierzami podziemia
niepodległościowego, szczególnie nienawidząc żołnierzy NSZ, za samą przynależność do
organizacji można było dostać od komunistycznego sądu wyrok śmierci. Zamierzano bezwzględnie unicestwić żyjących żołnierzy, jak również zniszczyć pamięć o nich, zohydzić ich wizerunek społeczeństwu, preparując oskarżenia przeciwko nim często zupełnie wyimaginowane. Echa tej propagandy słychać do dziś.
Dla komunistów Narodowe Siły Zbrojne stanowiły synonim wroga, z którym należało się
bezlitośnie rozprawić fizycznie. Za swój patriotyzm, nieprzejednanie i wiarę w niepodległą Polskę
żołnierze NSZ płacili życiem i zdrowiem w komunistycznych więzieniach. Zadaniem
komunistycznej propagandy było zohydzić tę organizację w umysłach Polaków. Do akcji tej
wykorzystano licznie ludzi sztuki: rysowników, malarzy, pisarzy, poetów , ludzi filmu. Do końca
istnienia PRL żołnierze NSZ nie mogli liczyć na żadną formę rehabilitacji. Status kombatantów
otrzymali dopiero po 1989 r.
W 1939 roku powstawała Narodowa Organizacja Wojskowa, będąca później niejako protoplastą
Narodowych Sił Zbrojnych. Zapewne wtedy jej twórcy nie przypuszczali przed jakże trudnym
zadaniem staną żołnierze NSZ za lat kilka, że historia postawi ich przed celem niemożliwym do
zrealizowania a mianowicie: obrony ojczyzny przed dwoma śmiertelnymi wrogami : Niemcami
oraz Rosją Sowiecką. Jak pisał na emigracji wybitny historyk Władysław Pobóg Malinowski : NSZ
skupiały w swych szeregach młodzież dynamiczną i gorącą przeważnie miejskiego pochodzenia,
cechował ją m.in. nieprzejednany stosunek do komunizmu. NOW była organizacją wojskową
podległa Stronnictwu Narodowemu. Na początku maja 1942 r. prezes SN zgłosił Komendantowi
Głównemu AK gen. Stefanowi Roweckiemu ps. ''Grot'' propozycję przeprowadzenia scalenia NOW
z AK. W wyniku podjętych rozmów, 23 sierpnia 1942 r. , podpisano umowę scaleniową. Jednak
część sztabu NOW nie zaakceptowała podpisanej umowy, w rezultacie czego doszło do rozłamu. W połowie września 1942 r. z połączenia ''rozłamowców'' z NOW i Związku Jaszczurczego1 powstały Narodowe Siły Zbrojne.
Narodowe Siły Zbrojne, które jak utarło się twierdzić, wyznawały zasadę dwóch wrogów a co przez lata służyło dyskraminacji i prześladowaniu żołnierzy NSZ. Nie zauważa się często faktu, iż w latach 1939-1941 Polska znajdowała się również w stanie wojny z Rosją Sowiecką, która
okupowała wówczas połowę jej obszaru. Straszliwy terror jaki spotkał obywateli polskich na
ziemiach zajętych po 17 września 1939 r. przez Sowietów nie dawał złudzeń, że mamy do czynienia ze śmiertelnym wrogiem Polaków takim samym jak Niemcy. Przy czym w miarę zbliżania się do granic Polski, Armii Czerwonej i pojawiania się na ziemiach Polskich oddziałów komunistycznego podziemia, dowództwo NSZ dostrzegało wielkie niebezpieczeństwo ze strony komunistycznych oddziałów "Gwardii Ludowej" "Armii Ludowej", które to uważano słusznie zresztą za sowiecką agenturę infiltrującą społeczeństwo polskie w celu przygotowania pod jego ujarzmienie przez Związek Radziecki. Było to również zgodne z opinią dowództwa AK na temat komunistycznej partyzantki :
(...)"Oddziały organizowane w Polsce przez obce komunistyczne agentury, pod nazwą Armii
Ludowej nie stanowią większych jednostek. Również jak i dywersanci sowieccy nie występują one z reguły do walki z okupantem, lecz stanowią organ dywersji przeciwpolskiej, organ dla
przygotowania przewrotu bolszewickiego w Polsce celem poddania jej Rosji sowieckiej. W
obecnym okresie akcja grabieżcza stanowi dominujące wyczyny tych oddziałów"(...)
(...) Napadają na nasze wsie, miasteczka, ograbiają dwory, plebanie, chłopów, mordują broniących swego dobytku, prowadzą akcję dywersyjną, wysadzają mosty, tory kolejowe, palą tartaki...i nałogowo unikają bezpośredniego zetknięcia z Gestapo i żandarmerią niemiecką. A rezultat ? Bohaterzy wycofują się w bezpieczne miejsca, a tymczasem Gestapo i żandarmeria morduje niewinną i spokojną ludność, której jedyną zbrodnią jest to, że mieszka w pobliżu dokonanego aktu sabotażu. (...)
Trafnie oceniał organ prasowy narodowców "Szaniec" prawdziwe zamiary agentury sowieckiej
działającej na ziemiach Polskich :
(...)Może ktoś z Was woli ginąć metodą katyńską z nagana w tył czaszki, albo w obozach
niemieckich. To już rzecz gustu dla nas to jednakowa przyjemność. Z Niemcami walczy cały świat.
Niemcy wojnę już przegrały. Z Rosją Sowiecką walczą dziś tylko Niemcy. Dlatego też
likwidowanie w Polsce agentur sowieckich choćby stroiły się w najpiękniejsze patriotyczne piórka -to obowiązek, to konieczność. Tego wymaga polska racja stanu. I dlatego walczyć będziemy bez względu na to, czy się to komu podoba czy nie. Będzie mniej volsksdeutschów na służbie Kremla.
W obronie własnej mamy prawo walczyć. Jest to prawo naturalne każdego narodu.(...)
Sytuacja jednak dla dowództwa AK była dosyć skomplikowana, wszelkie walki z komunistami były natychmiast nagłaśniane przez propagandę sowiecką jako "mordowanie przez reakcję polskich patriotów" dlatego też AK podchodziły do grupek komunistycznych bojówek z dużym
pobłażaniem, bojąc się reakcji aliantów zachodnich zaczadzonych przez kłamliwą propagandę
"sojusznika naszych sojuszników".
W rozkazie z 20 listopada 1943 r. gen Bór - Komorowski zalecał nie tylko ujawnienie się przed
wkraczającymi oddziałami Armii Czerwonej lokalnych dowódców AK oraz administracji cywilnej,
ale również "poprawne ułożenie stosunków z partyzantką sowiecką" , dotyczyło to przede
wszystkim Kresów Wschodnich RP. Oddziały, które nie potrafiłyby uregulować swoich złych
relacji z partyzantami sowieckimi miały zostać przeniesione w inne rejony. Sytuacja w momencie
wkraczania na Polską ziemię Sowietów była swoisty chichotem historii bo oto :
(...) Nakazano najeźdźcę sprzed czterech lat, kata sprzed tak niedawna, witać jak sojusznika, we wrześniu 1939 Moskwa uzasadniała dokonane zabójstwo Państwa Polskiego nieistnieniem tegoż państwa, a teraz stanęło przed nimi oko w oko państwo którego śmierć obwieścili w Kremlu przed cztery laty (...) Zagrodził drogę jadącym w amerykańskich samochodach watażkom sowieckim człowiek leśny, stanął, aby im powiedzieć, że oto na ziemi polskiej prawo mają szanować, Polacy, musieli być dla sowieckich generałów jak widmo co podniosło się z Katyńskiego grobu, jak upiór co we śnie zbójeckie nawet nawiedza sumienie. (...)
Oddziały NSZ zwalczanie sowieckiej agentury z pod znaku PPR. prowadziły w sposób nierzadko
bezpardonowy, często likwidując w samym zarodku powstawanie komórek organizacyjnych partii komunistycznych. Podczas zebrania założycielskiego PPR w Halinowie pod Radomiem w marcu 1944 r. zjawiło się dwóch członków wywiadu NSZ Boryczko i Stanisław Koryciński, uzbrojeni zastrzelili dwóch prowadzących zebranie działaczy komunistycznych Jana Gruszczyńskiego i Bolesława Skowrońskiego, kilka innych osób zostało rannych. W ten sposób działalność założycielska partii komunistycznej została w powiecie Radomskim na długi czas zahamowana.
W walce z GL/AL oraz oddziałami sowieckiej partyzantki oddziały podziemia narodowego nie były
odosobnione - na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie toczyła się regularna wojna polsko-sowiecka między oddziałami AK a sowieckimi oddziałami zbrojnymi.
Bolesław Koźmierak alias "Cień", to dowódca jednego z najbardziej "walecznych" oddziałów AL.,
którego "walka" polegała głównie na napadach rabunkowych i mordowaniu żołnierzy podziemia
niepodległościowego. 4 maja 1944 roku oddział "Cienia" dokonał podstępem, w iście gangsterskim stylu, zbrodni na wydzielonym oddziale 3 kompanii 15 pułku piechoty AK pod dowództwem por. Mieczysława Zielińskiego "Moczara". Tegoż dnia około stu członków AL. wraz z grupą partyzantów sowieckich pod dowództwem "Wani" NN, próbowało w otwartej walce rozbić oddział AK pod dowództwem por. "Moczara" o liczebności około 47 żołnierzy. Atak komunistów nie przyniósł oczekiwanego rezultatu, Akowcy nie pozwolili się zaskoczyć odpowiadając ogniem, zabijając i raniąc kilku napastników. Widząc nieskuteczność swojego ataku, "Cień" postanowił użyć "fortelu". Poprosił o przerwanie ognia tłumaczył się, iż zaszła pomyłka, myślał, że we wsi kwaterują Niemcy. Oba oddziały ustawiły się dwójkami równolegle do siebie, jednak miast oddania honorów wojskowych "Cień" wypalił "Moczarowi" prosto w głowę, co było sygnałem dla reszty Alowców, ostrzelali zdezorientowanych żołnierzy AK, zabijając 18, a raniąc 13. Oddział "Cienia" od kwietnia do lipca 1944 wymordował ok. 100 osób głownie członków podziemia niepodległościowego. Do komunistycznego podziemia negatywnie odnosiły się również Bataliony Chłopskie zaprzeczając komunistycznym doniesieniom o współpracy z GL/AL. :
(...) Ostatnimi czasy PPR rozgłasza wszędzie o ścisłej współpracy i połączeniu się z Batalionami
Chłopskimi. Oświadczamy, że jest to zwyczajnym i podłym kłamstwem. Nigdy i nigdzie
współpracy i łączenia się BCH z PPRem nie było i nie będzie (...) PPR to wróg, siewca anarchii
zmierzający do zniszczenia naszych narodowych zorganizowanych sił. PPR to agentura Moskwy,
dybiącej na naszą wolność i niepodległość (...)
Agenturalną rolę PPR oceniało słusznie dowództwo AK, Biuletyn Informacyjny z 09.12.43 r pisał :
(...) PPR dosłownie powtarza argumenty propagandy sowieckiej, chociażby rząd sowiecki zajął
stanowisko najbardziej wrogie wobec Polski i jeśli nawet są to oczywiste dla każdego kłamstwa (...)
Oczyszczania obszaru swojego stacjonowania podjęła się Brygada Świętokrzyska NSZ likwidując
kilka większych skupisk komunistycznych grup trudniących się zwalczaniem podziemia
niepodległościowego. Jedną z takich operacji opisywał dowódca BŚ płk Antoni Dąbrowski
"Bohun" 18 grudnia 1944 r. ludność ze wsi Węgrzów i Obiechów zwróciła się do dowództwa BŚ
NSZ o obronę przed terroryzującą okoliczną ludność grupą sowietów.
(...) W izbach siedziały kobiety okryte jedynie derką płaczące i zmaltretowane. Większość z nich pochodziła z Warszawy wywieziona po powstaniu. Bolszewicy po zgwałceniu, zabierali im ubrania i bieliznę, aby w innych wioskach wymienić na żywność i wódkę (...)
Sprawców tego czynu jak się później okazało członków grupy zwiadowczej NKWD "Awangarda"
żołnierze NSZ schwytali i rozstrzelali.
Utworzenie NSZ zostało wrogo przyjęte przez czynniki oficjalne AK w kraju, gdyż komplikowało
prowadzoną przez AK akcję scaleniową. Pomimo tego wkrótce rozpoczęły się rozmowy pomiędzy
obiema organizacjami w sprawie podjęcia współpracy wojskowej. Nie było jednak jednomyślności
w samym NSZ. W czerwcu 1944 rozłam w NSZ stał się faktem. Odtąd funkcjonowały dwie
odrębne organizacje używające tej samej nazwy: NSZ-AK, które podporządkowały się AK oraz
NSZ-ZJ, które zachowały niezależność organizacyjno-wojskową. Po upadku Powstania
Warszawskiego, w listopadzie 1944 roku, w Grodzisku Mazowieckim odbyło sie spotkanie
przedstawicieli Stronnictwa Narodowego, na którym zostało formalnie utworzone Narodowe
Zjednoczenie Wojskowe (NZW). W jego skład zaczęły wchodzić struktury i oddziały AK-NOW,
AK-NSZ, NSZ (niescalonego z AK) a także niektóre lokalne struktury AK, szczególnie w
Białostockiem i na Mazowszu , które nie podjęły działalności w organizacjach powstałych na bazie rozwiązanej AK ( NIE, DSZ, ROAK, WiN). Oddziały partyzanckie NOW-AK i NSZ-AK w
większości nie ujawniały się wobec wkraczających Sowietów, dlatego były w mniejszym stopniu
rozpracowane przez NKWD , a także przez rodzime siły komunistyczne (gł. PPR i AL ).
Po "wyzwoleniu" reżim komunistyczny postanowił krwawo rozprawić się z żołnierzami podziemia
niepodległościowego, szczególnie nienawidząc żołnierzy NSZ, za samą przynależność do
organizacji można było dostać od komunistycznego sądu wyrok śmierci. Zamierzano bezwzględnie unicestwić żyjących żołnierzy, jak również zniszczyć pamięć o nich, zohydzić ich wizerunek społeczeństwu, preparując oskarżenia przeciwko nim często zupełnie wyimaginowane. Echa tej propagandy słychać do dziś.
Dla komunistów Narodowe Siły Zbrojne stanowiły synonim wroga, z którym należało się
bezlitośnie rozprawić fizycznie. Za swój patriotyzm, nieprzejednanie i wiarę w niepodległą Polskę
żołnierze NSZ płacili życiem i zdrowiem w komunistycznych więzieniach. Zadaniem
komunistycznej propagandy było zohydzić tę organizację w umysłach Polaków. Do akcji tej
wykorzystano licznie ludzi sztuki: rysowników, malarzy, pisarzy, poetów , ludzi filmu. Do końca
istnienia PRL żołnierze NSZ nie mogli liczyć na żadną formę rehabilitacji. Status kombatantów
otrzymali dopiero po 1989 r.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- olsztyniak
- Posty: 2812
- Rejestracja: 10 lip 2007, 16:10
- Lokalizacja: Olsztyn
Re: Żołnierze Wyklęci
69 lat temu partyzanci „Ognia” opanowali krakowskie więzienie św. Michała i uwolnili 64 osoby, którym groziła śmierć
18 sierpnia 1946 roku partyzanci grupy krakowskiej oddziału Józefa Kurasia pod dowództwem Jana Janusza „Siekiery” rozbili więzienie św. Michała w Krakowie. Znajdowało się ono przy ul. Senackiej i Poselskiej (dziś jest tam Muzeum Archeologiczne).
Uwolnili 64 osoby związane z podziemiem antykomunistycznym, którym groziła kara śmierci. Opanowanie więzienia w biały dzień i bez jednego wystrzału było możliwe dzięki współdziałaniu z dwójką strażników (przede wszystkim Ireną Odrzywołek), którzy dostarczyli więźniom broń. Z zewnątrz akcją dowodził „Siekiera”, natomiast wewnątrz organizował wszystko akowiec z okolic Tarnowa – Bolesław Pronobis „Ikar”.
Józef Kuraś („Ogień”, „Orzeł”) urodził się 23 października 1915 r. w Waksmundzie koło Nowego Targu. W 1934 r. został członkiem Stronnictwa Ludowego. W czasie kampanii polskiej 1939 r. walczył w szeregach 1 pułku strzelców podhalańskich.
Od listopada 1939 r. zaangażowany w działalność konspiracyjną. Żołnierz Konfederacji Tatrzańskiej i Armii Krajowej. Dowódca oddziałów Ludowej Straży Bezpieczeństwa oraz oddziału egzekucyjnego Powiatowej Delegatury Rządu RP w Nowym Targu.
W czerwcu 1943 r. w odwecie za egzekucję dokonaną przez oddział Kurasia na dwóch policjantach, będących agentami Gestapo, Niemcy zamordowali jego żonę, 2,5-letniego syna i ojca. Ciała zamordowanych i rodzinny dom Kurasia spalono. Wówczas to przyjął pseudonim "Ogień".
Na początku 1945 r. Kuraś uczestniczył w tworzeniu Milicji Obywatelskiej. Trzy miesiące był komendantem MO w Nowym Targu i w Urzędzie Bezpieczeństwa w Zakopanem, realizując w ten sposób zalecenia Mikołajczykowskiego Stronnictwa Ludowego, dotyczące przejmowania władzy na wyzwolonych przez Sowietów terenach.
Kiedy okazało się, że wizja ta jest nierealna, Kuraś utworzył zgrupowanie partyzanckie "Błyskawica", na czele którego w latach 1945-1947 walczył przeciwko władzy komunistycznej na terenie Podhala i w innych częściach woj. krakowskiego.
21 lutego 1947 r. otoczony przez oddziały UB i KBW we wsi Ostrowsko pod Nowym Targiem, próbował popełnić samobójstwo. Śmiertelnie ranny, zmarł następnego dnia w szpitalu w Nowym Targu.
18 sierpnia 1946 roku partyzanci grupy krakowskiej oddziału Józefa Kurasia pod dowództwem Jana Janusza „Siekiery” rozbili więzienie św. Michała w Krakowie. Znajdowało się ono przy ul. Senackiej i Poselskiej (dziś jest tam Muzeum Archeologiczne).
Uwolnili 64 osoby związane z podziemiem antykomunistycznym, którym groziła kara śmierci. Opanowanie więzienia w biały dzień i bez jednego wystrzału było możliwe dzięki współdziałaniu z dwójką strażników (przede wszystkim Ireną Odrzywołek), którzy dostarczyli więźniom broń. Z zewnątrz akcją dowodził „Siekiera”, natomiast wewnątrz organizował wszystko akowiec z okolic Tarnowa – Bolesław Pronobis „Ikar”.
Józef Kuraś („Ogień”, „Orzeł”) urodził się 23 października 1915 r. w Waksmundzie koło Nowego Targu. W 1934 r. został członkiem Stronnictwa Ludowego. W czasie kampanii polskiej 1939 r. walczył w szeregach 1 pułku strzelców podhalańskich.
Od listopada 1939 r. zaangażowany w działalność konspiracyjną. Żołnierz Konfederacji Tatrzańskiej i Armii Krajowej. Dowódca oddziałów Ludowej Straży Bezpieczeństwa oraz oddziału egzekucyjnego Powiatowej Delegatury Rządu RP w Nowym Targu.
W czerwcu 1943 r. w odwecie za egzekucję dokonaną przez oddział Kurasia na dwóch policjantach, będących agentami Gestapo, Niemcy zamordowali jego żonę, 2,5-letniego syna i ojca. Ciała zamordowanych i rodzinny dom Kurasia spalono. Wówczas to przyjął pseudonim "Ogień".
Na początku 1945 r. Kuraś uczestniczył w tworzeniu Milicji Obywatelskiej. Trzy miesiące był komendantem MO w Nowym Targu i w Urzędzie Bezpieczeństwa w Zakopanem, realizując w ten sposób zalecenia Mikołajczykowskiego Stronnictwa Ludowego, dotyczące przejmowania władzy na wyzwolonych przez Sowietów terenach.
Kiedy okazało się, że wizja ta jest nierealna, Kuraś utworzył zgrupowanie partyzanckie "Błyskawica", na czele którego w latach 1945-1947 walczył przeciwko władzy komunistycznej na terenie Podhala i w innych częściach woj. krakowskiego.
21 lutego 1947 r. otoczony przez oddziały UB i KBW we wsi Ostrowsko pod Nowym Targiem, próbował popełnić samobójstwo. Śmiertelnie ranny, zmarł następnego dnia w szpitalu w Nowym Targu.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.